Analiza hackerspace'ów
WOW! - taka była moja reakcja po zetknięciu się w sobotę z hackerspace'ami. Jak to się stało, że nigdy o nich nie słyszałem? Jeszcze większe wrażenie zrobiła na mnie mapa, na której wszystkie są oznaczone. W Europie nie ma ich tylko na Słowacji, w Bośni i Hercegowinie, Czarnogórze, Kosowie, Mołdawii i w Lichtensteinie. Oczywiście od razu w mojej głowie pojawiło się sporo pytań. Bo jak to jest, że coś co jest tak mało znane jest w tak różnych zakątkach świata - i co więcej - udaje się to oddolnie finansować? Zacząłem więc analizować to zjawisko. Poniżej wnioski do jakich doszedłem.
Po pierwsze, hackerspace hackerspace'owi nie równy. Miejsca różnią się od siebie przyjętymi zasadami, wyposażeniem i akcentami. Jedne są prowadzone przez fundacje, inne przez stowarzyszenia a jeszcze inne osoby prywatne. Jedne są typową przestrzenią dla nerdów (hackerspace to świetlica dla nerdów, community wokół niej i wszystko, co udaje się tym nerdom zorganizować - definicja jednego z twórców krakowskiego heckerspace'u), inne daleko odbiegają od tego obrazu. W Salonikach np. znalazłem hackerspace pod nazwą Space time, w którym często organizowane są koncerty i odnoszę wrażenie, że w miejscu tym częściej można spotkać artystów niż nerdów.
Po drugie, hackerspace'y finansowane są oddolnie, nie można jednak powiedzieć, że jest tu jakiś JEDEN, PROSTY SPOSÓB UTRZYMANIA >>> ZOBACZ JAKI. Każdy ma swoje własne rozwiązanie. Jedne mają ustaloną opłatę członkowską, inne nie. Bardzo często zasada jest prosta: wspierasz - masz dostęp. Zazwyczaj jest to możliwe bo...
Po trzecie, nie są to miejsca otwarte, gdzie można przyjść z ulicy. Zwykle furtką dla nowych osób jest jeden, wybrany dzień. W Krakowie jest to piątek o 20.00, we Wrocławiu środa o 19.00. Przy czym w przypadku niektórych HS-ów i tak trzeba się zapisać. Myślę, że jest to jeden z powodów, który sprawił, że nigdy o hackerspace'ach nie słyszałem. Przypominają one trochę rzeszowskie KBK w ostatnim okresie funkcjonowania, kiedy mocno ograniczone grono osób miało klucze a lokal był otwierany w wybrane dni. Dla rzeszowskiego Królestwa była to równia pochyła...
Skąd więc sukces HS-ów? Myślę, że odpowiedź tkwi w specyfice miejsca i społeczności. No bo z jednej strony mamy ludzi technicznych, którzy mają wspólne zainteresowania, często kończyli te same uczelnie i trzymają się razem (w momencie powstania HS w Krakowie miał on już jakąś społeczność). A z drugiej przestrzeń, którą trudno zastąpić (spotkać z ludźmi można się wszędzie, skorzystać ze spawarki już niekoniecznie). Połączenie tych dwóch czynników sprawia, że motywacja do comiesięcznego wsparcia jest dużo większa niż w przypadku innych miejsc.
Jaki z tego wniosek? Jeśli chcemy społecznościowo utrzymać jakieś miejsce musimy zadbać o jego wyjątkowość. I chodzi tu zarówno o ludzi (członków społeczności) jak również infrastrukturę. Oba czynniki są ważne. Niestety to drugie zwykle wiąże się z poniesieniem dużych kosztów (hackerspace to dobry przykład, bo narzędzia tanie nie są). Grunt to jednak mieć koncepcję, problem ze środkami przy sprzyjających wiatrach może rozwiązać Hive.
Ogólnie HS to zjawisko, nad którym jeszcze pewno nie raz się pochylę. Na razie poprzestałem na analizie jak to się dzieje, że to w ogóle działa. I oczywiście czynników mających na to wpływ może być więcej, niż te które wymieniłem. Temat jednak wymaga przeze mnie większego zbadania. Z pewnością w hackerspace'ach można podpatrzeć sporo praktycznych rozwiązań. A że jest ich kilkaset na całym świecie to jest co obserwować...
Aaa HS - to pojęcie dla mnie nowe, choć to jednak jakby nowa nazwa do dobrze znanego mi zjawiska, które znam pod nazwą FabLab.
Też tak myślałem, bo fablab mieliśmy w Rzeszowie po sąsiedzku. Różnice są jednak takie jak między herbaciarnią a KBK (herberciarnią). I tu, i tu napijesz się herbaty, ale w KBK ważniejsze od picia herbaty jest spotkanie się z ludźmi. To samo jest w hackerspace'ach. To oddolnie, niekomercyjne fablaby, których celem nie jest zarobek, ale zrobienie czegoś fajnego.
Niesamowite. Dzięki, muszę się wybrać. Fascynujące, że ktoś z premedytacją używa irca. Ostatni raz korzystałem z niego pewnie jakieś trzydzieści lat temu.