Wokół półwyspu Snæfellsnes - wodospady Svöðufoss i Kerlingarfoss.
Zaskakuje mnie tempo zmian w otoczeniu. Ledwo co walczyliśmy z zaspami, a już wielkimi krokami nadchodzą białe noce. Ciężko się zebrać do spania - zawsze coś zza kotar prześwituje. Super jest to, że jeśli nie mam dyżuru na telefonie, to po pracy zostaje dużo dnia do wykorzystania. Na razie objeżdżam okolicę, na większą wyprawę przyjdzie czas w sierpniu.
Tydzień temu pojechałam w stronę Ólafsvíku w poszukiwaniu nowych wrażeń. Chciałam, żeby było w miarę blisko i z możliwością pójścia na spacer - nie lubię miejsc, pod które podjeżdża się jak do mcdrive'a. Pół godziny od domu znalazłam dwa wodospady, położone blisko siebie i połączone krótką trasą.
Z parkingu do wodospadu nr 1 (Svöðufoss) idzie się około 15 minut po wygodnej, metalowej kładce. W bezchmurny dzień tuż nad wodospadem można podziwiać lodowiec Snæfellsjökull, ale nie tym razem.
O szóstej po południu było pustawo.
Wodospad jest pięknie oprawiony w bazaltowe kolumny, jasno wskazujące na wulkaniczne pochodzenie. Po jednej stronie trzyma się dzielnie ogromny, śnieżny nawis. .
--
Rzut oka spod wodospadu w stronę parkingu. Na horyzoncie wioska Rif, zamieszkana przez niewiele ponad setkę osób.
--
W drodze pod wodospad wypatrzyłam w oddali niezwykle malowniczy kościółek, usytuowany wraz z cmentarzem na niewielkim wzniesieniu. Akurat oświetlało go słońce i miałam ogromną ochotę, by zmienić plany i tam pojechać. Ostatecznie wpisałam go tylko na rosnącą listę zakątków do odwiedzenia.
--
Po krótkim przystanku pod Svöðufoss wróciłam na parking, by pójść stamtąd pod wodospad nr 2. Widać, że rzadko go ktoś odwiedza i raczej nie na piechotę - minęły mnie tylko dwa samochody.
Ta część wycieczki podobała mi się dużo bardziej.
--
Nad górami trwała zacięta walka wiatru z chmurami i czasem udało się dostrzec fragmenty zbocza Snæfellsjökull.
--
Pod Kerlingarfoss. Ten wodospad jakoś bardziej chwycił mnie za serce. Może dlatego, że było pusto i przez dziurę w chmurach oświetlało go wieczorne słońce. Było intymnie i zacisznie.
Na końcu drogi stał samochód, a jego pasażer strzelał selfiki na szczycie wodospadu.
Ucieszyłam się na ten widok, bo oznaczał, że można się dostać na górę - ruszyłam tam, jak tylko mężczyzna odjechał. Ścieżką wielkości autostrady, biorąc pod uwagę lokalne standardy.
Po drodze usiadłam na chwilę przy strumyku, wokół którego ledwo co wyrósł świeżutki, piękny mech. Wyglądał obłędnie na tle pożółkłych traw i śniegowych placków - jak kolebka lata. Te jesienne trawy wyglądają średnio, lecz są bardzo miękkie i wspaniale się na nich odpoczywa. Słońce, szmer strumyka i soczysta zieleń mchu - bajkowy moment po długiej zimie.
--
Przeleżałam w trawie do momentu, aż dziura w chmurach się zasklepiła i zniknęło słońce. W jednej chwili zrobiło się chłodno. Na górze przywitał mnie trochę inny, pół-zimowy świat.
Otaczał mnie teren stosunkowo płaski i porośnięty miękką trawą, więc spokojnie mogłam pomyszkować, ale nie czułam się tam komfortowo. Mocno wiało, a z gór płynął ziąb i mrok.
Natomiast nad równiną rozciągającą się pomiędzy górami i oceanem niebo było pogodne i tylko ciepła barwa światła zdradzała nadciągający wieczór.
Mimo to spędziłam nad wodospadem trochę czasu, by potem nie żałować zbyt krótkiej wizyty. Okazało się, że i tu budzi się życie - skromne i wzruszające.
--
Widok ze szczytu wodospadu - na wybrzeżu osada Rif, a za wodą majaczą Fiordy Zachodnie.
--
W drodze na dół zatrzymałam się jeszcze przy kamieniach pokrytych ciekawymi porostami. Niektóre wyglądały jak print na tkaninie, inne jak mapy.
--
Obejście dwóch wodospadów zajęło mi około dwóch godzin, to zaskakująco niewiele biorąc pod uwagę żółwie tempo. Wydawało mi się, że spędziłam tam dwa razy tyle. Było przed ósmą i zostały jeszcze trzy godziny dnia, więc postanowiłam w drodze powrotnej zajrzeć na plażę, na której byłam w lutym.
Ale wcześniej krótki postój na głaskanie islandzkich koników, które zazwyczaj są bardzo przyjazne i garną się do człowieka.
Są uznawane za najczystszą rasę koni na świecie. Przybyły na wyspę z pierwszymi osadnikami i już ponad tysiąc lat temu islandzki parlament uchwalił prawo zakazujące importu innych ras. Istnieje możliwość ograniczonego wywozu poza Islandię, ale takie osobniki nie mogą już wrócić.
--
A plaża pokazała zupełnie inne oblicze, niż za pierwszym razem i spodobała mi się tak bardzo, że wróciłam na nią kilka dni później i będę wracać stale. Trzeba celować w odpowiednią porę dnia, bo podczas przypływu prawie w całości znika pod wodą. Dlatego też codziennie pojawiają się na niej nowe... eksponaty.
Do następnego 😉
Congratulations, your post has been added to Pinmapple! 🎉🥳🍍
Did you know you have your own profile map?
And every post has their own map too!
Want to have your post on the map too?
śnieżny nasyp (obok wulkanu) jak podpalana beza.
wspaniałe ile jest tych alternatywnych światów.
Tak, i aż trudno pojąć, gdzie to się wszystko mieści. Na zewnątrz i w nas.
Hello wadera!
It's nice to let you know that your article will take 7th place.
Your post is among 15 Best articles voted 7 days ago by the @hive-lu | King Lucoin Curator by szejq
You receive 🎖 1.1 unique LUBEST tokens as a reward. You can support Lu world and your curator, then he and you will receive 10x more of the winning token. There is a buyout offer waiting for him on the stock exchange. All you need to do is reblog Daily Report 297 with your winnings.
Buy Lu on the Hive-Engine exchange | World of Lu created by szejq
STOP
or to resume write a wordSTART
@wadera Such a lovely place, I wish I could go there someday
🌼 I wish you it would come true 🙂