Kraków na nogach #2 - Górka Narodowa, Witkowice i Dolina Prądnika.
Czasem niebezpiecznie jest wyjść z domu, gdy staniesz na drodze, nigdy nie wiadomo, dokąd cię nogi poniosą
J.R.R. Tolkien
Raz na jakiś czas trafia mi się wypad na miasto, który zamienia się w prawdziwą wyprawę. Może nie na miarę Marka Kamińskiego, ale każdy ma swoje standardy. Można wyjść tylko do ogródka i przeżyć niesamowitą przygodę 😉
Ja też którejś soboty po prostu wyszłam za próg. Cel - dzielnica Biały Prądnik, w szczególności Witkowice (park leśny oraz ścieżka edukacyjna wzdłuż rzeki Prądnik) oraz Górka Narodowa, przez którą musiałam przemaszerować, by dostać się do Witkowic. Trasa wiodła tuż przy północnej granicy miasta, w dużej mierze przez pola, łąki i generalnie obszary jeszcze niecywilizowane. Takie są najciekawsze, ale też pełne niespodzianek, jak się okazało.
W drogę!
Mój "koniec świata" - sielski ROD, w tle Batowice.
Zza zieleni zerka urząd skarbowy.
Po drodze zahaczyłam o park, który odkryłam ostatniej jesieni.
Wydawało mi się, że schodziłam go wzdłuż i wszerz, tymczasem uchował się zakątek z interesującym bunkrem. Nie znalazłam o nim żadnych informacji. Ma około 7 metrów wysokości i jest otwarty z obu stron, z tym że jeden koniec jest przysypany.
Za parkiem skręciłam na północ, w kierunku Węgrzc. Opuszczałam znajome rejony i coraz częściej zerkałam na mapę. A mapa jak to mapa - trudno z niej wyczytać wszystkie szczegóły i wszystko przewidzieć. Przekonałam się o tym wiele razy tamtego dnia, wchodząc w ślepe zaułki, rozgrzebane budowy i miejsca skrajnie nieprzyjazne pieszym. Na szczęście były to epizody, po których zniecierpliwienie szybko mijało.
Tak było, gdy z ciasnej i krętej ulicy bez miejsca dla pieszych trafiłam tutaj. Budynki w oddali to Górka Narodowa Wschód.
Górka Narodowa to niegdysiejszy majątek ziemski należący m.in. do hrabiów Rostworowskich. Zajmuje obszar na sporym wzniesieniu, tuż przy północnej granicy miasta. Przecina go aleja 29 Listopada, która jest trasą wylotową na Warszawę - stąd podział na Górkę Narodową Zachód i Wschód. O Górce Narodowej mówi się "osiedle", ale na jej terenie powstają coraz to nowsze, mniejsze osiedla. To dość rozległy teren, bardzo popularny wśród inwestorów. Od kilku lat trwa budowa linii tramwajowej, co paraliżuje część miasta. Tego dnia na własnej skórze odczułam rozgardiasz budowlany, bo mapy go nie uwzględniają - utrudnienia ewoluują i nawet lokalsom trudno je ogarnąć .
Wróćmy jednak do idyllicznych, jeszcze nie zabetonowanych enklaw. Było pierońsko gorąco i pierwotnie pragnęłam jak najszybciej przemknąć przez otwarty teren. Ale jak tu się oprzeć, no jak!
Kiedy już wyrwałam się z makowych objęć, natychmiast przechwycił mnie znajomy zapach. Szłam coraz wolniej, coraz bardziej pachniało, coraz głośniej bzyczały owady. Osaczyły mnie rumianki.
Nie oparłam się im i nie byłam jedyną ofiarą, sądząc po delikatnie zaznaczonej ścieżynce prowadzącej w głąb rumiankowego morza. Popłynęłam i ja.
Właśnie wtedy telefon zaczął parzyć i na wyświetlaczu pojawiło się ostrzeżenie o przegrzaniu. Mózg też skwierczał, więc uciekłam w skąpy cień rzucany przez jedyne drzewko na łące. Aparat wyłączyłam, położyłam na ziemi i przykryłam butelką z wodą. Wtedy dopiero dotarło do mnie, że tonę, po prostu tonę 🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Telefon przetrwał i po krótkim odpoczynku ruszyłam dalej.
To faktycznie jest górka :) Na horyzoncie prawdziwe góry.
Ten odcinek był bardzo przyjemny. Tylko pola, łąki i ładne widoczki.
Po drodze niechcący zaliczyłam schron amunicyjny "Łysa Góra".
Dobra passa skończyła się w pobliżu al. 29 Listopada, gdzie pojawiła się forpoczta wspomnianych prac budowlanych, w dodatku na tej wysokości nie było przejścia dla pieszych. To ruchliwa wylotówka, a ja nie biegam zbyt szybko, więc zawróciłam w poszukiwaniu innego przejścia. Szczęśliwie znalazłam skrót, inaczej musiałabym się cofnąć aż na pole z rumiankami.
Ulicę przekroczyłam około 800 metrów dalej niż planowałam, przez co modyfikacji uległ następny fragment trasy i to była najsłabsza część wycieczki. Na Górce Narodowej Zachód budują wielkie osiedle. To co już stoi, jest tylko częściowo zamieszkane. Mapy podpowiadają ścieżki i ulice, które są albo zamknięte albo dosłownie zaorane. Na szczęście była sobota i maszyny nie pracowały, przeszłam więc na chama przez ten rozgardiasz w nadziei, że nie natknę się na ogrodzenie, głębsze wykopy ani ochroniarza. Nie znoszę takich miejsc.
Z ulgą wydostałam się na rozjeżdżoną przez maszyny drogę. Miasto rozlewa się bezlitośnie, zagarnia coraz więcej. Na razie wygląda to źle - klocki jeden obok drugiego, sam beton. Miną lata, nim się to wszystko zazieleni i zarośnie.
Osiedle na którym ja mieszkam też wyznacza granicę Krakowa i w swoim czasie było takim samym placem boju. Gdy się wprowadziliśmy miałam 3 lata i przez okno oglądałam, jak tuż obok ogromne żurawie wznoszą kolejne bloki. Jak majestatycznie przenoszą betonowe płyty, zahaczając niemal o nasze okna. Brat straszył mnie, że dźwig może się przewrócić na nasz blok, co śniło mi się potem w koszmarach. Może dlatego tak się boję terenów budowy :)
Na szczęście do Parku Leśnego Witkowice było już niedaleko.
To zielona enklawa z kilkoma ścieżkami do przejścia w jakieś pół godziny. Nie można się tu zgubić, jednocześnie jest wystarczająco dziko i cicho, by porządnie odetchnąć. Wzdłuż parku płynie Bibiczanka, niewielki potok.
No i wreszcie mityczne Witkowice, znane mi do tej pory tylko z wyświetlaczy na autobusach. Niegdysiejsza wieś (jej korzenie sięgają XIV wieku), dziś w granicach miasta.
Z Witkowic do ścieżki Doliny Prądnika jest blisko, ale znowu zawiodło rozpoznanie - trasa którą wybrałam wiodła wzdłuż ruchliwej szosy z mizernym poboczem. Pardą, to nie szosa (jesteśmy wszak w mieście), to ulica o nazwie Zielone Wzgórze. Adekwatna :)
Widoki przyjemne, ale szybko miałam dość asfaltu i ścinających zakręty samochodów. Zrezygnowałam więc z wizyty w ruinach prochowni Witkowice (obiekt Twierdzy Kraków) i przy pierwszej okazji odbiłam ścieżką w lewo.
I tak odkryłam Pola Witkowickie o powierzchni zbliżonej do krakowskich Błoni, caluśkie porośnięte rzepakiem. Muszę tu przyjść w maju na sesję, zostanę rzepiarą ;)
Niesamowite jak często tego dnia zmieniał mi się nastrój :)
Na Polach Witkowickich miałam ochotę zostać dłużej, ale obawiałam się powtórki z pola rumianku - telefon płonął, a bateria była na wyczerpaniu. Poza tym już tylko moja głowa chciała eksplorować i zaliczać, ciało pragnęło spocząć w cieniu i zjeść jabłko.
I tak dotarłam do ostatniej atrakcji, czyli krakowskiego odcinka Doliny Prądnika. Prądnik to całkiem żwawa rzeczka, której zawdzięczamy między innymi atrakcyjne ukształtowanie Ojcowskiego Parku Narodowego. Płynie i przez Kraków (wpada do Wisły), ale pod pseudonimem. Przyjmuje się, że do granic Krakowa to Prądnik, a w obrębie miasta - Białucha.
Użytek ekologiczny Dolina Prądnika stworzono po to, by chronić jej naturalny charakter w górnej części miasta. Nawet tutaj, gdzie koryto jest dużo szersze niż na terenie OPN, woda płynie wartko. Uroku dodają liczne meandry i porośnięte brzegi. Spokojnie mogłabym powiedzieć, że jestem w którejś z podkrakowskich dolinek.
Tak, Pola Witkowickie oraz Dolina Prądnika zdecydowanie pozostaną w moim zbiorze ulubionych, rekreacyjnych miejsc Krakowa.
Wiadukt, przez który śmigają pociągi na Warszawę - znak, że zbliżamy się do cywilizacji.
Ścieżka kończy się brutalnie. Oczywiście są sygnały, że wracamy do miasta, ale i tak zetknięcie z rzeczywistością jest nieprzyjemne. Ze świata dzikiego Prądnika wpadam w paszczę rozkopanego Krakowa.
Tędy pojedzie tramwaj na Górkę Narodową.
Jestem na Prądniku Białym. Obok Parku Kościuszki i znajdującego się w nim Dworku Białoprądnickiego przejeżdżałam tysiące razy, do pracy i z powrotem. Nie zliczę jak często stojąc w korku patrzyłam na park i białe, stylowe budynki myśląc: kiedyś muszę sprawdzić, co tam jest. Nie sądziłam, że to wrota do innego świata. Trochę mi zeszło, ale kolejna cząstka miasta została oswojona.
Słusznej długości wycieczka (18 km) zasiliła moje konto na Wandrer. Myślę, że gdyby nie udział w wyzwaniu "Pokonaj Polskę", to Witkowice i Dolina Prądnika jeszcze długo czekałyby na odkrycie.
Na przełomie czerwca i lipca aplikacja miała tygodniowy zwis i nie aktualizowała danych, pomimo zapisywania tras na bieżąco. Teraz znowu się zacięła. Co dziwne, niektóre dane różnią się w zależności od tego, czy sprawdzam na telefonie, czy komputerze. Na koniec miesiąca miałam 5,49% Krakowa zaliczone (~ 175 km), teraz na profilu pokazuje mi 5,39%... Nie wiem, czy starczy mi cierpliwości :)
Ale mapa jest super i motywacja do poznawania nowych miejsc ogromna.
W lipcu będzie na pewno słabszy - częściej wyjeżdżam za miasto, a w upalne dni wychodzę dopiero wieczorem i wtedy się nie szlajam po niezbadanych zakątkach. Mam zaplanowaną kolejną, większą wycieczkę, tym razem na Wzgórza Krzesławickie. Trwają prace przy drodze S7, więc powinno być ciekawie :)
Congratulations, your post has been added to Pinmapple! 🎉🥳🍍
Did you know you have your own profile map?
And every post has their own map too!
Want to have your post on the map too?
Mieszkałem niedaleko przez ponad pięć lat i mam miłe wspomnienia związane z Parkiem Białoprądnickim i Dolnią Prądnika.