Dlaczego warto zagłosować na Konfederację

avatar
(Edited)

Dlaczego Konfederacja to jedyny wybór i szansa dla Polski, żeby stała się normalnym krajem, w którym warto żyć i pracować.

Wstęp

Kilka osób pytało mnie o to, dlaczego uważam, że należy głosować na Konfederację i dlaczego w ogóle angażuję się po stronie tego ugrupowania. Rozmowy zwykle brnęły w jakieś kwestie poboczne i nie dotykały moim zdaniem sedna sprawy, dlatego postanowiłem stworzyć w miarę zwięzły artykuł przedstawiający moje stanowisko i argumenty. Artykuł podzieliłem na 7 głównych części, w których najpierw staram się opisać naszą sytuację w tym miejscu i czasie, a potem pokazać, w jaki sposób Konfederacja może być odpowiedzą na obecne wyzwania i problemy. Nie jest to w pełni wyczerpująca odpowiedź, wiele kwestii można w dalszej dyskusji pogłębić i rozszerzyć, ale mam nadzieję, że przedstawiłem tutaj tzw. „istotę sprawy”.
Dedykuję w szczególności Kasi Sz., ale polecam lekturę każdemu.

1. Co jest z Polską nie tak?

Główną i najważniejszą bolączką Polski są niskie wynagrodzenia, a dokładniej mówiąc niska siła nabywcza wynagrodzeń. Polska po upadku poprzedniego systemu gospodarczo-politycznego, tzn. Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, była krajem bardzo biednym. W momencie „upadku komuny”, w 1989 roku, wg moich obliczeń nasza siła nabywcza w chlebie była około 3 razy mniejsza niż pod koniec lat 30, przed wybuchem wojny. Następne lata przyniosły jednak bardzo dynamiczny rozwój. Do roku 1997 nasze PKB wzrosło prawie trzykrotnie, a siła nabywcza przeciętnego wynagrodzenia mierzona w benzynie prawie czterokrotnie.

Tak rozwijała się nasza siła nabywcza od "upadku komuny". Nie jest uwzględniony jednak fakt, że od 1999 roku do wypłaty "brutto" wchodzą tzw. "składki na ZUS", więc siła nabywcza przeciętnego wynagrodzenia notowanego przez GUS spada o około 20%.

Ten rozwój był oczywiście w jakimś stopniu wynikiem otwarcia się na handel ze światem zachodnim, ale przede wszystkim wynikał z radykalnego zliberalizowania gospodarki za sprawą tzw. ustawy Wilczka. Ustawa ta znosiła niemal wszystkie ograniczenia w prowadzeniu działalności gospodarczej, pozostawiając koncesje i nadzór państwa jedynie w kilku szczególnych obszarach takich jak np. produkcja materiałów wybuchowych. Działalność gospodarczą można było otworzyć z dnia na dzień, wystarczyło jedynie wysłać list z odpowiednią informacją, a podatki, które musiał wówczas zapłacić taki drobny przedsiębiorca były nieporównywalnie mniejsze od obecnych. I to była główna przyczyna naszego rozwoju. Co ciekawe, ustawę tę wprowadził jeszcze przed obradami Okrągłego Stołu rząd Rakowskiego, będący ostatnim rządem konającego PRL-u, co było niezwykłym, paradoksalnym zdarzeniem. Konający potwór w ostatnim spazmie pozostawia po sobie coś dobrego, zupełnie przeciwnego do jego natury. Charakterystyczne jest natomiast, że nie wprowadzili tych rozwiązań politycy Solidarności, którzy w większości opowiadali się w tamtym czasie za pozostawieniem socjalistycznego modelu gospodarczego, ale bez podległości Związkowi Radzieckiemu, bez ZOMO, pałowania i cenzury. Jak powiedział poeta Zbigniew Herbert:

„Ideologią tych panów jest to, by w Polsce zapanował socjalizm z ludzką twarzą. To widmo dla mnie zupełnie nie do zniesienia. Jak jest potwór, to powinien mieć twarz potwora.”

To z Solidarności w głównej mierze wywodzą się politycy dwóch dominujących na scenie politycznej partii – dawniej AWS-u i szeregu mniejszych ugrupowań, a dziś PO i PiS-u, natomiast z PZPR-u politycy SLD. Dlatego też każdy kolejny rok przynosił nowe regulacje, nowe podatki, składki, koncesje i nowe przepisy, które cały czas rosną w zastraszającym tempie. Według moich obliczeń, opartych na porównaniu relacji cen benzyny do wynagrodzeń (benzyny jako bardzo reprezentatywnego towaru), dynamiczny wzrost naszej siły nabywczej trwał mniej więcej do roku 1997, po czym uległ na długi czas zahamowaniu, a nawet pewnym spadkom. Dopiero lata 2014-2020 przynoszą drugą, ale już znacznie słabszą falę wzrostu zamożności Polaków, którą kończy intensyfikacja działań socjalistycznych i interwencjonistycznych rządu Prawa i Sprawiedliwości.

To, że wzrost gospodarczy przekładający się na wzrost zamożności i większą siłę nabywczą wynika z wolności gospodarczej, tak małych jak to tylko możliwe regulacji oraz niskich podatków jest zjawiskiem powtarzalnym i obserwowanym na całym świecie. Tak rozwijały się Stany Zjednoczone w XIX wieku i dlatego wyrosły na imperium (tutaj polecam tekst o tym, że tzw. „wyzysk dzikiego kapitalizmu” to mit). Niemcy po drugiej wojnie światowej były totalnie zniszczone i zrujnowane przez wojnę oraz politykę narodowych socjalistów (!) Adolfa Hitlera. Jednak w 1948 roku, władze RFN wprowadzają politykę ordoliberalizmu opartą na wolnorynkowych założeniach i ma miejsce tzw. wirtschaftswunder, niemiecki „cud gospodarczy", który winduje Niemcy zachodnie na pozycję lidera gospodarczego Europy. W istocie nie jest to żaden „cud”, tylko prosta konsekwencja niskich podatków i ograniczenia regulacji oraz interwencji państwa w gospodarkę. „Cudem” wydaje się to tylko ekonomistom wyuczonym fałszywych, lewicowych teorii ekonomicznych. Podobne „cuda” mają miejsce chociażby w Hong Kongu albo Chile, gdzie generał Pinochet obala zbrojnie rząd komunistyczny i wprowadza liberalizm gospodarczy. Niemal wszystkie bogate państwa na świecie zawdzięczają swój majątek jakiemuś etapowi wolności gospodarczej, który pozwolił im się rozwinąć, nawet jeśli na obecnym etapie prowadzą już inną politykę (wyjątkiem są państwa bardzo bogate w surowce, ale nawet i to potrafią zmarnować socjaliści, jak to miało miejsce w Wenezueli).

Socjalizm – lewicowa polityka gospodarcza nigdy i nigdzie na świecie nie zbudowała dobrobytu. Socjalizm potrafi tylko marnować to, co wypracowano na wolnym rynku. Jeśli socjalizm jest umiarkowany (jak w obecnej Unii Europejskiej) to po prostu zwalnia rozwój ekonomiczny społeczeństwa lub go zatrzymuje. Jeśli jest to duża dawka socjalizmu – jak np. kiedyś w Związku Sowieckim, a dzisiaj powiedzmy w Wenezueli od czasu lewicowych rządów Chaveza i jego namaszczonego następcy Maduro – to powoduje postępującą degradację i biednienie społeczeństwa. W Polsce mamy umiarkowany socjalizm (a ściśle mówiąc gospodarkę rynkową z silnymi regulacjami, elementami interwencjonizmu i redystrybucji, co pozwalam sobie nazywać socjalizmem), który stanowi barierę dla naszego rozwoju i utrzymuje Polaków w pół drogi między biedą czasów PRL a zamożnością, którą udało się wypracować krajom zachodnim swego czasu.

2. Co należy w Polsce zmienić?

Potrzebujemy nowej ustawy Wilczka. Potrzebujemy likwidacji większości koncesji, stanowiących zaporę dla przedsiębiorczości. Potrzebujemy zmniejszenia obciążeń dla przedsiębiorców. Potrzebujemy wycofania się państwa z wielu obszarów, gdzie marnuje ono pieniądze i w zamian obniżenia podatków. Potrzebujemy zlikwidowania centralnego sterowania i wprowadzenia systemu rynkowego do tych obszarów, w których tego nie zrobiono po 1989 roku, czyli do edukacji i do tzw. „służby zdrowia”. Tam nadal panuje komunizm i dlatego jest tak źle w tych sektorach, mimo że nakłady budżetowe na edukację i zdrowie są gigantyczne. Musimy ponownie uwolnić energię Polaków, ich potencjał ekonomiczny, tak jak to zrobione zostało w roku 1989. Gdybyśmy nie odeszli od tego modelu gospodarczego już teraz dogonilibyśmy zachód gospodarczo. Zmarnowaliśmy 25 lat i pora wreszcie wrócić na tory rozwoju gospodarczego!

To oczywiście nie są wszystkie problemy w Polsce, musimy też zadbać o bezpieczeństwo naszego kraju, odbudować siły zbrojne, które w ostatnich 20-30 latach zostały zrujnowane i są obecnie trzykrotnie słabsze od tych, którymi dysponowaliśmy wstępując w 1999 roku do NATO. Musimy zacząć prowadzić podmiotową politykę zagraniczną – tzn. taką w której naczelnym celem jest interes Polski, a nie np. Ukrainy, Izraela, Niemiec, Stanów Zjednoczonych czy Rosji (w zależności, które z przekupnych stronnictw politycznych „bandy czworga” jest aktualnie u władzy i skąd wyczuwają interes – dla siebie, a nie Polski). Musimy wystrzegać się toksycznych ideologii w rodzaju gender, woke, multikulturalizmu czy feminizmu ostatniej „fali”, który nie ma już nic wspólnego z prawami kobiet, a stanowi jedynie próbę wzajemnej antagonizacji kobiet i mężczyzn.

316956917_195028796417249_1313952323488109936_n.jpg

Musimy bronić się przed szkodliwymi pomysłami i regulacjami narzucanymi nam przez Unię Europejską, a zwłaszcza przed próbą zniszczenia polskiej energetyki pod pozorem tzw. „ekologii” oraz urojonej „walki ze zmianami klimatycznymi” (które są, zawsze były, ale są w narracji medialnej mocno przeceniane jak również mocno przeceniany jest wpływ człowieka na te zmiany).

287433648_135219932478769_803559862063534913_n.jpg

Najważniejszą jednak sprawą jest powrót do rozwoju gospodarczego, bo wówczas będzie można normalnie żyć w Polsce, pracować, mieć mieszkanie lub domek z ogrodem, samochód, wakacje, jakieś wyjście na imprezę lub do restauracji, rozwijać swoje pasje, chodzić do kina i na koncerty, a nie być skazanym na ciągłe wyrzeczenia, oszczędzanie na jedzeniu, czy mieszkanie z rodzicami do trzydziestki z konieczności a nie wyboru – bo to jest obecnie rzeczywistość większości Polaków i powód dla którego miliony z nas musiały wyjechać za granicę.

3. Co oferują polskie partie polityczne?

Z partii, które są notowane w sondażach i mają poparcie dające im szansę na wejście do Sejmu:

  • Prawo i Sprawiedliwość – oferuje dalsze rozdawnictwo na koszt podatnika, czyli w uproszczeniu dawanie np. 100 zł w świetle kamer, a w tym samym czasie zabieranie z kieszeni 150 zł po cichu. To jest ordynarne przekupstwo wyborcze na niekorzyść polskiej gospodarki. Ludziom wcale od tego nie żyje się lepiej – widzą zasiłek od państwa, ale nie łączą tego z tym, o ile wzrosły ceny, albo o ile wzrosły by wynagrodzenia, gdyby nie było tych „transferów”. Klasyczne „co widać i czego nie widać”, jak pisał już XIX wieku Frédéric Bastiat. Do tego dalsza „biegunka legislacyjna”, czyli chorobliwy rozrost przepisów oraz zadłużanie państwa na koszt przyszłych pokoleń. Efektem tej polityki jest inflacja oraz zahamowanie wzrostu gospodarczego.
    Do całości obrazu dodajmy bardzo słabą politykę zagraniczną, skutkującą niewykorzystywaniem szans, jakie pojawiają się dla nas na arenie międzynarodowej, np. brakiem wzajemności w stosunkach z Ukrainą czy słabą pozycją Polski w partnerstwie z USA. W trakcie tzw. „pandemii Covid-19” rząd PiS zachowywał się skrajnie nieracjonalnie, przez zamknięcie służby zdrowia dla pacjentów doprowadził do 200 000 zgonów nadmiarowych (nie spowodowanych przez covid, a przez działania rządu) oraz zrujnował tysiące drobnych przedsiębiorców całkowicie nieskutecznymi i bezsensownymi „lockdownami” (ikonicznym symbolem tej głupoty było zamknięcie w którymś momencie nawet lasów). Oddanie PiS-owi rządów na następne lata będzie skutkować pogłębieniem problemów ekonomicznych aż do załamania polskiej gospodarki. Ponadto PiS jest fałszywą prawicą, udają kogoś kim nie są. Ich polityka gospodarcza jest stricte lewicowa, a Mateusz Morawiecki odwołuje się do ekonomistów najbardziej skrajnych lewicowo takich jak Piketty i Mazzucato (ich książki wydaje w Polsce najbardziej skrajna lewicowo redakcja Krytyki Politycznej). PiS gdy był w opozycji, oponował przeciw chęci rządu PO sprowadzenia kilku tysięcy tzw. uchodźców z UE, podczas gdy sami w trakcie swoich rządów sprowadzili kilkaset tysięcy obcych nam kulturowo imigrantów spoza Europy. PiS nie potrafi stworzyć tamy dla toksycznych ideologii z kręgu woke (które na zachodzie skutkują np. okaleczaniem dzieci w imię urojonych „zmian płci”), są one promowane nawet w serialach w TVP, która to telewizja jednocześnie nie ma np. problemu z ordynarną propagandą na rzecz partii rządzącej w stylu Korei Północnej. Wreszcie PiS próbował przeforsować tzw. „piątkę dla zwierząt”, która w mogła w sporej mierze zniszczyć branżę hodowlaną w Polsce i robił to wyłącznie w imię urojeń „prozwierzęcych” prezesa tej partii (w istocie jest to tzw. syndrom Bambi) i powstrzymała to dopiero presja ze strony rolników, którzy stanowią sporą część elektoratu PiS.

  • Koalicja Obywatelska – absolutnie bezideowa partia hipokryzji, której zależy tylko na tzw. stołkach i dla ich zdobycia może powiedzieć i obiecać absolutnie wszystko, co im wyjdzie w sondażach, że może zadziałać na wyborców. 20 lat temu PO miało liberalny gospodarczo program obniżania podatków i weszli do Sejmu pod hasłem 3x15 (chodziło o obniżkę PIT, CIT i VAT). Po uzyskaniu władzy zaczęli robić rzecz dokładnie odwrotną, czyli podwyższać podatki (m.in. słynna „tymczasowa” podwyżka VAT do 23% przegłosowana dla niepoznaki w trakcie sporu o krzyż przed Pałacem Prezydenckim), wykazywali się także daleko idącym brakiem zabiegania o interesy Polski, a zamiast tego wykonywaniem w podskokach każdego, nawet najgłupszego pomysłu z Brukseli. Aktualnie licytują się na szkodliwe rozdawnictwo z PiS-em, próbując wywalczyć od nich część poparcia starszych ludzi o umysłowości ukształtowanej jeszcze przez PRL. Każdy, kto nie ma „pamięci złotej rybki” powinien ich całkowicie skreślić za hipokryzję i brak wiarygodności. Po dojściu do władzy prawdopodobnie będą nadal działać na szkodę polskiej gospodarki, być może w kwestii socjalistycznych pomysłów trochę mniej niż PiS, ale za to zwiększą import szkodliwych pomysłów z UE. Podczas covidu krytykowali rząd za „nie dość zdecydowane” (!) działania, tzn. byli zwolennikami jeszcze większego szkodzenia bezsensownymi lockdownami oraz pełnej segregacji sanitarnej, czyli działania w stylu państwa totalitarnego.

  • Trzecia Droga, czyli sojusz Hołowni z PSL-em. Partia Hołowni (Polska 2050) była kolejną odsłoną tzw. „alternatywy dla Platformy” – czyli rodzaju partii-pułapki, która ma wychwytywać dotychczasowych wyborców PO, zawiedzionych hipokryzją i obłudą tej partii. O ile jednak poprzednie wersje „alternatyw dla PO” były ściśle przez tą kontrolowane i konsumowane wkrótce po wyborach, to nowa wersja – Polska 2050 była poza tą kontrolą i stworzona przez kogoś zupełnie innego (mam podejrzenia przez kogo, ale to temat na inny tekst). Twój Ruch oraz .Nowoczesna były tworzone w trakcie rządów PO, właśnie po to by stworzyć pozór wyboru dla rozczarowanych. PL2050 została utworzona w trakcie pozostawania PO w opozycji i jest przeszkodą dla strategii „powrotu Tuska na białym koniu”, dlatego jest przez niego zwalczana i to dość skutecznie. Dlatego też weszła w sojusz z najbardziej jałową i bezideową partią w Polsce czyli PSL (który ma opinię, że może wejść w sojusz z każdym i głosić dowolne hasła, jakich sobie zażyczy koalicjant). Ideologicznie PL2050 jest partią podobną do obecnego PO (czyli tego, które z liberalnej gospodarczo centroprawicy przeszło w lewicową socjaldemokrację), ale kładzie większy nacisk na promowanie tzw. „modnych głupot”, czyli pseudoekologii żerującej na syndromie Bambiego, a sprowadzającej się do rozwalania polskiej energetyki i utrudniania życia ludziom przez odbieranie im tańszych źródeł ciepła. Dodatkowo też Hołownia popierał likwidację gotówki (co da rządowi większą możliwość inwigilacji i kontroli obywateli), a ich program jest pełny pustych, bezsensownych haseł w rodzaju „czysta kolej” czy „senat obywatelski”. W trakcie covidu również popierali pełny zakres szkodliwych lockdownów i innych szaleństw. Na ich konwencji wyborczej trudno było usłyszeć jakikolwiek konkret, a jedynie strumień mowy o manipulacyjnych charakterze. Są w tendencji spadkowej w sondażach i możliwe, że do czasu wyborów znajdą się już całkiem pod progiem, chyba że uda im się utworzyć tzw. partię techniczną (koalicja ma próg 8%, dlatego można wejść jako trzecia partia z progiem 5%, ale jej utworzenie to czasochłonny proces – mogą nie zdążyć)

  • Lewica – czyli najbardziej szkodliwa partia polityczna, choć zapewne stosunkowo szczera w głoszonych poglądach. Lewica myli się praktycznie we wszystkim i prawie każdy z jej postulatów jeśli zostanie zrealizowany, to przyniesie rezultaty odwrotne do deklarowanych. W polityce gospodarczej są podobni do PiS, ale poszliby jeszcze dalej, podnosząc podatki jeszcze wyżej i bez skrępowania (PiS musi udawać, że podatki obniża, więc ucieka się do zabiegów w rodzaju nowych podatków pośrednich, których przeciętny obywatel nie widzi, albo mylących nazw w rodzaju danin czy składek). Marnotrawstwo byłoby jeszcze większe, tylko zamiast np. do fundacji Rydzyka, pieniądze szerokim strumieniem płynęłyby do skrajnie lewicowych fundacji promujących w Polsce toksyczne ideologie. Lewica w pełni wpisuje się w nurt tzw. neomarksizmu, który dawną „walkę klas” w sensie ekonomicznym (czyli chłopów walczących z kułakami, a robotników z burżuazją) zastępuje walką nowych klas – klas seksualnych, etnicznych czy wreszcie walki kobiet z mężczyznami. Lewica tworzy wizję krzywd których doznają np. „ludzie lgbt”, mniejszości różnego rodzaju, ofiary patriarchatu, kolonializmu i ma zajmować się „wyrównywaniem” tych urojonych krzywd. O ile na zachodzie, gdzie dawno temu były jakieś kolonie zamorskie czy penalizacja homoseksualizmu ma to jeszcze jakieś podstawy dla stworzenia pozorów uzasadnienia tego rodzaju działań, to w Polsce jest to już zupełnie ahistoryczne podejście (nie mieliśmy ani kolonii, ani prześladowań homoseksualistów, ani prześladowań religijnych), a mimo tego uparcie próbuje się je zaszczepiać na nasz grunt.

Żadna z powyższych partii nie oferuje zmiany paradygmatu gospodarczego i powrotu do modelu, który zapewniał nam wzrost i doganianie zachodu. Nie różnią się między sobą niczym istotnym, co miałoby większy wpływ na nasze życie. Ich oferta jest iluzoryczna, polega na oferowaniu nam naszych własnych pieniędzy wyciągniętych po kryjomu z naszej kieszeni.

Tylko jedna opcja polityczna nie pasuje do tego schematu i jest to Konfederacja.

4. Program Konfederacji.

Program Konfederacji jest dostępny na jej stronie i w przeciwieństwie do innych partii (o ile w ogóle je mają) jest pełen konkretów i odpowiedzi na realne problemy i wyzywania, przed którymi obecnie stoimy. Wiele kwestii jest ponadczasowych i głoszone było przez środowiska tworzące Konfederację od wielu lat, ale dopiero teraz z jednej strony społeczeństwo dojrzało do nich, a z drugiej strony te środowiska połączyły siły i sprofesjonalizowały formę swojego przekazu. Program można samemu przeczytać i ocenić. Ja omówię go tutaj w skrócie. Główne tematy to:

  • Proste i niskie podatki. To są dwa problemy, które wymagają jak najszybszego rozwiązania, aby Polska mogła znów się rozwijać gospodarczo. Skomplikowane prawo powoduje konieczność przeznaczania przez przedsiębiorców dużej części zasobów na zupełnie zbędne działania. Szacuje się, że jeśli ktoś chciałby być na bieżąco z prawem, to na czytanie tylko nowych przepisów, wprowadzonych w 2022 roku potrzeba by było przeznaczać ponad 2 godziny dziennie – każdego dnia roboczego. Skomplikowane prawo powoduje wyższe ceny oraz nienaturalną przewagą dużych firm nad małymi, co oznacza spadek konkurencyjności i wydajności gospodarki. Wysokie podatki również generalnie powodują spadek efektywności gospodarki. Konfederacja ma rozwiązania i je prezentuje. Sławomir Mentzen zaprezentował projekt ustawy o PIT, który skraca ją z obecnych 410 stron do zaledwie 42 przy zachowaniu jej zgodności z wszystkimi wymogami czyli m.in. konstytucją i przepisami unijnymi. W zakresie wysokości podatków propozycja obejmuje m.in. wprowadzenie kwoty wolnej od podatku w wysokości 12-krotności wynagrodzenia minimalnego i obniżenie stawki PIT do 12%. To oznacza, że podatek dochodowy zapłacimy dopiero od zarobków przekraczających wynagrodzenie minimalne i w znacznie niższym niż dzisiaj wymiarze. Wśród propozycji znajduje się likwidacja kilku mniejszych, ale bardzo uciążliwych podatków, takich jak podatek od spadków i darowizn czy podatek PCC. Kolejną propozycją jest dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców, co uwolniłoby ich od dzisiejszej bariery wejścia. Szacuje się, że w 2024 obowiązkowy ZUS ma wynieść około 2000 zł. To jest kwota, którą trzeba zapłacić każdego miesiąca niezależnie od tego czy się w ogóle cokolwiek zarobiło – tak wygląda codzienność chociażby fryzjerów, sklepikarzy, taksówkarzy czy fotografów, a nie jakichś mitycznych „kapitalistów”, o których bredzą ludzie pokroju Jarosława Kaczyńskiego, który powiedział kiedyś, że jeśli przedsiębiorcy nie radzą sobie w Polsce, to widocznie nie nadają się do biznesu. Swoją drogą, moim zdaniem, w wolnym kraju każdy powinien być biznesmenem, bo każda wymiana usługi, towaru czy pracy za pieniądze to jest biznes. Przez te wszystkie trudności mała przedsiębiorczość w Polsce bardzo często działa w podziemiu, bez legalnej działalności i ZUS-u i tylko dlatego jeszcze cokolwiek w tym kraju funkcjonuje. Po zmianach proponowanych przez Konfederację ponownie będzie się opłacało prowadzić małą działalność gospodarczą w Polsce, co nada pędu rozwojowi gospodarczemu oraz przywróci klasę średnią w naszym kraju. Ponadto państwo będzie mniej zabierać z wypłaty brutto (czy raczej tzw. super brutto) i z tej samej wypłaty ludzie będą mieć więcej „na rękę”.

  • Skuteczna polityka unijna. Jest to temat mało znany polskiej opinii publicznej, ale w ciągu ostatnich lat Unia Europejska (a właściwie to początkowo Wspólnoty Europejskie, bo w pełni o „Unii” możemy mówić od 2009 roku) systematycznie zmieniała się z gwaranta wolnego handlu i rozwoju w Europie w polityczny twór narzucający państwom członkowskim obłąkane przepisy. Najgłośniejszym z nich jest już przyjęty zakaz produkcji osobowych samochodów spalinowych od 2035 roku. To jest jednak wierzchołek góry lodowej. O szczegółach można poczytać w omawianym dokumencie programowym. Ani PiS ani PO nie stawiały oporu dla tych szaleństw, chociaż PiS czasami starał się czynić takie pozory. Konfederacja jako jedyna zapowiada twarde stawianie oporu wobec unijnego obłędu regulacyjno-niszczycielskiego.

  • Bon opiekuńczo-edukacyjny. Konfederacja proponuje reformę edukacji polegającą na jej deregulacji oraz urynkowieniu przy zachowaniu jej finansowania ze środków publicznych. Edukacja dalej byłaby „darmowa” (czyli finansowana z podatków) jak teraz, ale każdy rodzic miałby do swojej dyspozycji bon, który byłby jego częścią publicznego budżetu edukacyjnego i o ten jego bon musiałyby ze sobą konkurować szkoły, które mogłyby się dzięki temu między sobą bardziej różnić, również z zakresie swoich programów nauczania. Lepsze szkoły pokonywałyby w tej konkurencji gorsze lub wymuszały na nich poprawę jakości nauczania. Obecna edukacja przypomina restauracje i bary z czasów PRL, do których menu układało kilka dziwnych osób gdzieś w ministerstwie i nikt nie miał innego wyboru, a klient był traktowany jak intruz. Czas zlikwidować ten skansen i ożywić edukację mechanizmami rynkowymi. Problemem edukacji nie jest słabe finansowanie, bo jest ono na wysokim poziomie, porównywalnym jako część PKB z innymi krajami wysoko rozwiniętymi. Problemem jest archaiczny, socjalistyczny model działania tego sektora.

  • Bezpieczeństwo żywnościowe, czyli propozycje Konfederacji w sektorze rolnym. Tutaj znajdziemy propozycje takie jak zatrzymanie nieuczciwej konkurencji z Ukrainy (dzisiaj polskich rolników obowiązują przepisy i normy – głównie unijne – których nie muszą przestrzegać rolnicy z Ukrainy, których produkty bez żadnej kontroli zostały wpuszczone do Polski), zablokowanie działania oszustów działających jako tzw. „organizacje prozwierzece”, a najczęściej po prostu ordynarnie okradających drobniejszych hodowców (a w mediach prezentujące nieliczne przypadki faktycznych nadużyć, żeby stworzyć zasłonę dla swojego procederu), czy pakiet deregulacji pozwalających np. produkować rolnikom biopaliwa na swój użytek.

  • Bezpieczne granice – pakiet propozycji w zakresie bezpieczeństwa. Po pierwsze, jest tu propozycja racjonalizacji dostępu do broni palnej, a więc ułatwienie dostępu do niej, chociaż zapewne bez wielkiej rewolucji (bo obowiązują nas dyrektywy unijne również i w tej kwestii). Tu warto zaznaczyć, że jesteśmy jednym z najbardziej rozbrojonych krajów w Europie i nawet drobny krok w kierunku zmiany tego stanu rzeczy jest wart uwagi (a Konfederacja jest jedyną mającą realne poparcie partią, która chce iść w tym kierunku). I jeszcze zaznaczę, jeśli ktoś z czytających tego nie wie, że poziom uzbrojenia społeczeństwa (cywilów) nie przekłada się na większą przestępczość czy skalę ofiar zamachów różnego rodzaju. Manipulatorzy w celu straszenia ludzi dostępem do broni podają przykład Stanów Zjednoczonych, pomijając to, że istnieją tam inne czynniki napędzające brutalną przestępczość i że wielu innych krajach z bardzo dużą liczbą sztuk broni na obywatela takie problemy nie występują (np. w Szwajcarii). Manipulacje „hoplofobów” w profesjonalny sposób opisuje człowiek prowadzący blog hoplofobia.info – polecam. Reasumując: to nie broń zabija, ale człowiek i jeśli będzie miał powód, to wystarczy mu nawet kamień. Znakomicie otwiera oczy również przykład broni czarnoprochowej. Jest to broń równie zabójcza jak współczesna broń palna, można z takiego rewolweru oddać 6 w pełni zabójczych strzałów, a wadą jest jedynie to że powstaje przy tym dużo dymu, trochę trudniej go naładować i jest wrażliwy na warunki pogodowe. W rękach Polaków od kilkunastu lat znajduje się kilkaset tysięcy sztuk takiej broni (obecnie 500 tys.), jest ona dostępna całkowicie bez pozwolenia i rejestracji (wystarczy mieć 18 lat), a incydentów z użyciem tej broni przez te wszystkie lata było zaledwie kilka i to najczęściej mało istotnych. W statystykach zgonów i morderstw stanowią one zupełnie nieistotny margines. Natomiast uzbrojone społeczeństwo to społeczeństwo, z którym po pierwsze bardziej liczy się władza, a po drugie każdy potencjalny wróg musi kalkulować, że okupacja będzie trudniejsza. Uważam też, że powszechność broni zmienia na lepsze obyczaje – a odnoszę to wrażenie oglądając np. uliczne spory i ich różnice między powiedzmy Teksasem a Nowym Jorkiem.
    Wracając do zestawu propozycji dla bezpieczeństwa, Konfederacja proponuje też poprawienie jakości szkolenia rezerwistów, obrony cywilnej (bardzo zaniedbana, a ważna dziedzina), a także kwestie zgodne z propozycjami PiS czyli zwiększenie liczebności armii oraz zatrzymanie nielegalnej imigracji (problemem jest jednak to, że PiS zatrzymując imigrację nielegalną otwiera się na przestrzał na imigrację legalną – bardziej, niż w dłuższej perspektywie możemy to udźwignąć bez poważnych konsekwencji).

  • Polska pełna energii. W dziedzinie energetyki Konfederacja chce zatrzymać tzw. „transformację energetyczną”, którą mój profesor na przedmiocie „Energetyka a środowisko” w 2002 roku na Politechnice Śląskiej nazywał wprost sabotażem. Efektem tego już postępującego sabotażu jest postępujący wzrost cen energii elektrycznej – chociaż chwilowo najbardziej odczuwalny dla firm, bo u odbiorców indywidualnych te podwyżki maskowane ostatnio są po części rządowymi dopłatami, ale na dłuższą metę nie będzie się dało tego ukrywać. W planach Konfederacji, energetyka w najbliższych latach ma być nadal oparta na węglu uzupełnionym przez nowo budowane elektrownie atomowe, a tzw. „odnawialne źródła energii” mają być stosowane tylko wtedy, gdy są opłacalne. Obecnie wszyscy do OZE słono dopłacamy w imię obłąkanej ideologii „klimatycznej”. Źródła energii takie jak wiatraki czy panele solarne w polskich warunkach (słaby wiatr, dużo dni zachmurzenia) są szczególnie niewydajne, poza tym, że one w ogóle nie nadają się do „systemowej” energetyki wymagającej stałości zasilania. Jeśli kierunek, w którym obecnie idą zmiany w polskiej energetyce nie zostanie zatrzymany, to wkrótce czekać nas będzie załamanie systemu energetycznego z blackoutami i horrendalnymi cenami energii. Konfederacja chce także utrzymania produkcji polskiego węgla, co zapewni milionom Polaków ciepło na zimę. Realizacja wytycznych z Brukseli oznaczałaby dosłownie katastrofę humanitarną.

305410794_6003033943057239_2687244540392220550_n.jpg

  • Mieszkania tańsze o 30%. Konfederacja jako jedyna problem z mieszkalnictwem proponuje rozwiązać przez leczenie przyczyn, a nie działania pozorne. Żadne dopłaty do mieszkań, kredyty 2 czy 0 procent nie poprawią sytuacji, gdyż jedynie zwiększą popyt przy takiej samej podaży nieruchomości. Niedawne wprowadzenie „kredytu 2%” już zaowocowało reakcją rynku w postaci zwiększonych cen. Żeby mieszkania były bardziej dostępne, muszą być tańsze. A mogą być tańsze, bo ich nieracjonalnie wysoka cena wynika w dużym stopniu z regulacji, którymi obciążana jest ich budowa. Konfederacja szacuje, że poluzowanie regulacji w budownictwie umożliwi budowanie nowych domów i mieszkań o 30% taniej. I nie chodzi tu o wprowadzenie jakiejś kompletnej samowoli budowlanej, tylko w większości wypadków cofnięcie nowych regulacji – zarówno unijnych jak i krajowych – tylko z ostatnich kilku lat.

  • Likwidacja monopolu NFZ. Konfederacja chce zmienić model finansowania służby zdrowia. Co ważne, nie chodzi tutaj o zmianę wielkości środków budżetowych przeznaczonych na ten cel tylko o wprowadzenie elementów wolnorynkowych do służby zdrowia, żeby zwiększyć efektywność jej działania. Pomysł jest analogiczny do tego w edukacji i tutaj mielibyśmy bon zdrowotny. To jest jedyne rozwiązanie (za wyjątkiem likwidacji służby zdrowia i wprowadzenia dobrowolności ubezpieczeń zdrowotnych, ale być może reformy lepiej wprowadzać stopniowo i obserwować efekty), które w naszych warunkach gwarantuje poprawę jakości świadczeń zdrowotnych. Po prostu czas skończyć z komuną tak samo w edukacji, jak i w medycynie, a ci którzy bredzą coś o „umieraniu pod płotem” niech się stukną w głowę. To teraz ludzie umierają w kolejkach do specjalistów, po wcześniejszym pukaniu patykiem w okno przychodni (symbol naszej „służby zdrowia”). Taki nędzny stan tego sektora jest prostą i oczywistą konsekwencją utrzymywania przez lata tego samego, centralno-socjalistycznego modelu odziedziczonego po PRL.

330133369_1425274991339739_581886799217909122_n.jpg

5. Gdzie zmierza Konfederacja długoterminowo i jakie są jej plany i perspektywy.

Nie mam szklanej kuli i nie siedzę w głowach liderów Konfederacji, ale wiem dosyć, by czynić pewne spekulacje. Jest raczej oczywiste, że najbliższych wyborach Konfederacja nie osiągnie większości zapewniającej jej władzę. Konfederacji udało się przeciągnąć na swoją stronę co najmniej połowę młodych ludzi i zdobywa zaufanie kolejnych, ale ludzie powyżej czterdziestki raczej tylko sporadycznie patrzą na nią z przychylnością, bo po pierwsze w tym wieku zmiana poglądów jest wyjątkiem a nie regułą, a po drugie, pokolenia od 40 w górę wychowane są na przekazie telewizyjnym i mózgi większości z nich dostrojone są do goebbelsowskiej propagandy czy to TVN czy TVP, które na Konfederację zgodnie szczują. Z drugiej strony, poparcie Konfederacji jest na tyle wysokie (w ostatnich sondażach sięga nawet 17%, przy średniej miesięcznej ponad 13%), że nie będzie możliwe utworzenie rządu bez poparcia Konfederacji czy to przez PiS czy przez tzw. „zjednoczoną opozycję”.

No ale właśnie – czy na pewno to jedyny scenariusz? W mediach głównego nurtu w sposób absolutny prezentowany jest dogmat o tym, że żadna z partii „demokratycznej opozycji” nie może wejść w koalicję z Prawem i Sprawiedliwością. Czasem ewentualnie dopuszcza się taką możliwość dla PSL-u, przy czym ma on za małe poparcie by dać PiS-owi koalicyjną większość przy obecnych sondażach. Tymczasem jest to dogmat zupełnie fałszywy. Wszystkie te partie mają programowo znacznie więcej wspólnego z PiS-em i znacznie częściej głosowały w Sejmie ramię w ramię z ugrupowaniem Kaczyńskiego niż Konfederacja. Dlatego każda z nich jest potencjalnym koalicjantem PiS-u znacznie bardziej niż Konfederacja, która krytykuje cały zastany układ polityczny i chce „przewrócenia stolika” (w domyśle stolika będącego kontynuacją okrągłego stołu przy którym komuniści z PZPR dogadali się z socjalistami z Solidarności). Spór „opozycji” z PiS-em jest udawany, kabaretowy i coraz mniej osób się na niego nabiera. Dlatego najbardziej prawdopodobne przy obecnym układzie poparcia poszczególnych partii jest to, że PiS utworzy rząd z koalicyjnym ugrupowaniem Hołowni i Kosiniaka-Kamysza. Pewne przesłanki mogą wskazywać na to, że Polska 2050 ma swoje ukorzenienie w amerykańskich fundacjach a co za tym idzie służbach specjalnych USA, a to oznacza, że jest „liberalną” kartą w amerykańskiej talii na naszej scenie politycznej do wsparcia „swoich” konserwatystów (czyli PiS-u) w razie potrzeby. Pan Hołownia z pewnością będzie potrafił wytłumaczyć ten zwrot o 180 różnymi twardymi warunkami, szczególnymi sytuacjami i innymi kłamstwami. Zresztą takie zwroty w polityce „bandy czworga” nie są niczym nowym. Problemem jest jednak to, że poparcie Hołowni i PSL-u leci cały czas na łeb i mogą oni nie wejść w ogóle do Sejmu, albo wejść z bardzo małą grupą posłów, która nie da PiS-owi większości. Dlatego drugą w kolejności opcją jest niewyobrażalny dla wielu sojusz KO-PiS. Nie jest to jednak nic nowego, bo każdy, kto się polityka interesuje trochę bardziej, wie, że koalicja PO-PiS już miała miejsce w wyborach samorządowych w 2002 roku, a w 2005 były prowadzone zaawansowane rozmowy w tym kierunku między tymi partiami, ale ostatecznie do koalicji nie doszło.

361243329_2048788702122287_7775082771241223679_n.jpg

Koalicja KO-PiS jest scenariuszem, na który liderzy Konfederacji liczą najbardziej, bo to będzie dla obu tych partii zagraniem rozpaczliwym, podważającym wiarygodność wszystkich tych lat ich udawanej, kabaretowej wojenki. Pozwoli to im utrzymać na jakiś czas „koryto”, ale spowoduje masowe budzenie się Polaków i otwieranie ich oczu na iluzję, której byli do tej pory poddawani czy to jako zwolennicy PO czy PiS. To będzie działało na korzyść Konfederacji dając jej paliwo do wejścia na jeszcze wyższe poziomy poparcia, niż wynikałoby wyłącznie z arytmetyki demograficznej i umożliwiając ostateczne przejęcie władzy w roku 2027 lub wcześniej, jeśli doszłoby do przedterminowych wyborów.

Inną jeszcze możliwością jest utworzenie rządu mniejszościowego czy to przez PiS czy KO, który dostałby warunkowe poparcie Konfederacji w zamian za realizację jej konkretnych postulatów i ustaw.

Wejście przez Konfederację w regularną koalicję z którymkolwiek z obecnych ugrupowań uważam za niemożliwe. Byłoby to zresztą rozwiązanie samobójcze i są jemu przeciwni zarówno liderzy Konfederacji, członkowie struktur jak i znaczna większość sympatyków. Nie ma żadnego powodu ani woli politycznej, by Konfederacja wchodziła w taką koalicję.

325596250_1317998069036195_2900235207214883790_n.jpg

6. Czy Konfederacja jest wiarygodna?

Czy dotrzyma tych obietnic czy nie zmieni się po dojściu do władzy? Tego wiedzieć na pewno nie mogę i za nikogo ręki nie dam, natomiast obserwuję ludzi tworzących Konfederację od lat i widzę ich jako ludzi ideowych, konsekwentnie głoszących te same poglądy bez względu na to, jaki jest ich aktualny odbiór społeczny i opłacalność. To nie są koniunkturaliści jak w PiS-ie, PO, czy nawet Lewicy, gdzie zmiany frontów następują regularnie i ta sama partia potrafi mieć po kilku latach program dokładnie przeciwny do poprzedniego licząc na to (i chyba słusznie), że głupi ludzie tego nawet nie zauważą. Przez te wszystkie lata zdarzyło się dosłownie kilka osób, które zostały podkupione przez konkurencję polityczną (Marian Kowalski, Robert Bąkiewicz, Adam Andruszkiewicz, Robert Anacki), jednak nie dotyczyło to żadnego z posłów, którzy weszli w 2019 roku z list Konfederacji, a równowaga sejmowa w tej kadencji wyjątkowo sprzyjała próbom przekupstwa. Być może w przyszłości, gdy Konfederacja wprowadzi sporą drużynę kilkudziesięciu posłów, trzeba się będzie liczyć z jakimiś czarnymi owcami, ale to będą (jeśli w ogóle) pojedyncze przypadki bez wpływu na kurs i całość ugrupowania. Nie wierzę też, żeby Konfederacja mogła zmienić w sposób diametralny swoje poglądy i sądzę, że pozostanie im wierna, bo o tym świadczy dotychczasowa, ponadtrzydziestoletnia historia ruchu wolnościowego i narodowego.

Gdyby Konfederacji udało się ostatecznie uzyskać władzę, myślę że swój program starałaby się zrealizować. Mając większość konstytucyjną proponowane reformy mogłaby pogłębić i uzupełnić. Np. obecna konstytucja jest przeszkodą we wprowadzeniu częściowej odpłatności za wizytę lekarską, choćby nawet na poziomie 5 zł, a jest to rozwiązanie, które znakomicie się sprawdza np. w Norwegii albo Czechach.

Raczej nie stworzylibyśmy państwa minimum w pełnym sensie tego pojęcia, o którym przez lata opowiadał Korwin (a szkoda), ale zrzucilibyśmy naprawdę sporo z tego socjalistyczno-etatystycznego garba, który blokuje nasz rozwój. W tej wyobrażalnej przyszłości w wersji optymistycznej, zmienia się na lepsze sposób funkcjonowania naszego państwa, w którym opłaca się żyć, pracować i zakładać rodziny.

7. Sprostowanie różnego rodzaju mitów, kłamstw i głupot na temat Konfederacji, które kolportują media i osoby jej nieprzyjazne.

  • Konfederacja jako partia antykobieca. Jest to absolutna bzdura. Prawdą jest, że Konfederacja w początkowym okresie docierała głównie do młodych mężczyzn, jednak z czasem udział kobiet wśród sympatyków również zaczął rosnąć i teraz dziewczyny ostro gonią chłopaków. Obecnie, według badania z okresu 6-10 lipca 2023 roku, Konfederacja jest nr 1 wśród mężczyzn w wieku 18-39 lat i nr 2 wśród kobiet z tej samej grupy wiekowej (wyprzedzając znacznie np. Lewicę, która stara się pozycjonować jako „partia prokobieca”). Nie ma Konfederacja również w swoim programie i propozycjach niczego „antykobiecego”. Problemy, które chce rozwiązać dotyczą tak samo kobiet i mężczyzn. Wśród działaczy Konfederacji jest również sporo kobiet, można ich wypowiedzi śledzić na profilu TikTokowym „Kobiety Konfederacji”. Konfederacja zajmuje się również i problemami dotyczącymi stricte kobiet, np. powołała parlamentarny zespół ds. opieki okołoporodowej.
    Jest tylko jedna różnica w traktowaniu kobiet między Konfederacją a innymi partiami. W Konfederacji, jeśli jakaś kobieta działa w strukturach którejkolwiek z partii ją tworzącej, jest traktowana tak samo jak mężczyźni i nie dostaje żadnej taryfy ulgowej po to tylko, by stworzyć fałszywy wizerunek „równościowy”. Jeśli któraś z pań zaszła wysoko w strukturach, jak Anna Bryłka – wiceprezes Ruchu Narodowego albo Julia Polakowska – swego czasu szefowa młodzieżówki partii KORWiN, a później jej rzeczniczka – to musiała wygrać konkurencję na równych zasadach z facetami, których w polityce po prostu jest więcej i częściej mają predyspozycje w tym kierunku (ale jest od tego sporo wyjątków). A w innych ugrupowaniach się wypycha naprzód jakieś beznadziejne idiotki, żeby tylko pokazać, jak bardzo nasza partia jest „postępowa”.

  • Konfederacja to „ruskie trolle”, „onuce”, ewentualnie jej jakaś część np. Janusz Korwin-Mikke albo Grzegorz Braun. Konfederacja jest konsekwentnie propolska i dlatego jest tak zaciekle zwalczana. PiS siedzi w kieszeni amerykańskiej, nawet w rządzie z 2015 roku zasiadał jakiś tajemniczy obywatel amerykański, o kim nikt nie miał pojęcia skąd się wziął i kim jest. PO jest partią reprezentującą interesy po części komisarzy unijnych, a po części niemieckich polityków. Poprzednia partia Donalda Tuska – Kongres Liberalno-Demokratyczny – była jawnie i bezpośrednio finansowana z Niemiec (wtedy to było legalne). Dla tych ludzi każdy, kto nie jest od „naszych lub onych” musi być „od ruskich” – w głowie im się nie mieści, że można działać w polityce z pozycji patriotycznej, polskiej.
    Po inwazji Rosji na Ukrainę media napędziły coś, co nazywam amokiem, w co dała się wpędzić na jakiś czas spora część społeczeństwa i wówczas oskarżenia o „prorosyjskość” formułowane pod jakimkolwiek pozorem lub nawet bez żadnego padały na podatny grunt. Wystarczyło samo nieuleganie temu amokowi, zdrowy sceptycyzm wobec bezrefleksyjnie podawanych przez nasze media fejków w rodzaju „ducha Kijowa”, „babci strącającej drony słoikiem ogórków” czy „bohaterów Wyspy Węży”.
    W rozmowach z ludźmi powtarzającymi te oskarżenia o prorosyjskość wobec najczęściej wskazywanych Brauna i Korwina proszę o konkrety, ale prawie nigdy ich nie dostaję. Wskazywane czasem jest np. hasło „stop ukrainizacji Polski” (moim zdaniem dość nieszczęśliwe i mylące), ale nie idzie za nim znajomość treści zawartych pod tą tezą, które okazują się sprowadzać do postulatu równego traktowania Ukraińców wobec Polaków. Albo wpisy Korwina na temat zbrodni w Buczy, które w rzeczywistości są wyrazem jego nieufności do obrazu kreowanego przez media i szedł za nimi postulat zbadania tej zbrodni. Umyka tym bezrefleksyjnym powtarzaczom kłamstw, że Grzegorz Braun stworzył kiedyś film dokumentalny „Od Stalina do Putina”, który miał wybitnie nieprzyjemny dla Rosjan (i ich zakłamanej polityki historycznej) wydźwięk, a Korwin swego czasu wystąpił w rosyjskiej telewizji, gdzie ostro spierał się z praktycznie całym studiem w programie publicystycznym, atakując mity historyczne, w które wierzą Rosjanie. To ludzie, którzy nie bali się wejść w spór z Rosją, kiedy to jeszcze nie było modne, a ówcześni liderzy polityczni w rodzaju Tuska czy Kwaśniewskiego byli wówczas z Putinem w bardzo dobrych stosunkach.

  • Piątka Menztena. To jest ulubiony chyba cytat z Mentzena, którym medialne szczujnie wciąż próbują atakować Konfederację, osadzając go w fałszywym kontekście. Te słowa padły na wykładzie wygłoszonym przez Mentzena, w którym mówił on o tym, jak należy formułować przekaz, żeby przebijać się do potencjalnego elektoratu w warunkach niskiego poparcia i blokady medialnej. W skrócie rzecz ujmując chodzi o pewnego rodzaju clickbaitowość, która ma przyciągnąć uwagę potencjalnego odbiorcy i dopiero po jej uzyskaniu można tłumaczyć szczegóły i o co w rzeczywistości nam chodzi. Przykładowo zamiast mówić o amerykańskiej ustawie 447 oraz zabiegach niektórych żydowskich fundacji przy wsparciu Izraela dla wyłudzenia od strony polskiej zupełnie nienależnych im odszkodowań, tzw. mienia bezspadkowego (i w ogóle tłumaczenie czym ma być owo „mienie bezspadkowe”), należy powiedzieć „nie chcemy Żydów” albo „Żydzi przyjdą tutaj nami orać pole i założą nam chomąto”. Jak już się zbiegną pełne oburzenia redaktorzyny, a ludzie przed ekranem przyniosą popcorn, można przejść do merytorycznego przekazu. Trzeba pamiętać, że w momencie, gdy Mentzen wygłaszał ten wykład, media głównego nurtu konsekwentnie i bezczelnie próbowały Konfederację zamilczeć, np. TVN publikując sondaże wymazywał z nich słupek Konfederacji, zostawiając jednocześnie ugrupowania o niższym poparciu. Teraz, przy kilkunastoprocentowym poparciu Konfederacji, jej zamilczanie przez media jest niemożliwe, zamiast tego stosowane jest jej oczernianie w tak samo bezczelny sposób. Jednocześnie politycy Konfederacji już nie muszą się uciekać do takich sposobów przebijania się do opinii publicznej.

  • Bon zdrowotny na 4340 zł. Takie wyliczenie wraz z nieprawdziwą tezą, że za taką kwotę będą się mogli leczyć Polacy padło z ust dziennikarki, Agnieszki Gozdyry i podchwyciło ją wielu innych nieprzyjaznych Konfederacji „dziennikarzy” (biorąc pod uwagę ich nierzetelność to chyba raczej oficerów propagandy) i polityków. Pani Gozdyra „zabłysnęła” niegdyś pytaniem do Janusza Korwin-Mikkego, „dlaczego w waszej partii nie ma Dmowskiego i Rybarskiego” (jeśli ktoś nie zna historii, wyjaśniam, że to przedwojenni politycy, nieżyjący już od dawna, a Dmowski jest uznawany za jednego z ojców naszej niepodległości; w ustach dziennikarza to była totalna kompromitacja). W kwestii bonu – w jego założeniach nie ma zmiany wysokości finansowania sektora zdrowia w Polsce. Zmianie ma ulec sposób zarządzania tymi pieniędzmi. Można będzie swoje składki zostawić w NFZ, ale można będzie je przesunąć do dowolnej, konkurencyjnej ubezpieczalni, tak żeby na rynku usług medycznych pojawiła się konkurencja. Te 4 tysiące złotych to jest mniej więcej aktualna wysokość nakładów na „służbę zdrowia” w przeliczeniu na obywatela rocznie. To jest wysokość finansowania w postaci składek/podatków (a w przyszłości bonu) a nie świadczenia. To tak samo jakby uznać, że jeśli mamy wysokość składki ubezpieczeniowej na samochód 1000 zł rocznie, to nam ubezpieczyciel pokryje tylko 1000 zł szkody (co oczywiście nie jest prawdą). Manipulacja tak prymitywna, że aż szkoda słów, dziwię się tylko, ile osób ją powtarza. Sięgnął po nią również naczelny manipulant kraju, niejaki Jarosław Kaczyński.

  • Członkowie rodziny na listach jako oskarżenie o nepotyzm. Po pierwsze wielu z tych członków rodzin, np. żona i zięć Korwina, działają w jego partii od wielu lat i to dzięki tej działalności z czasem wżenili się do jego rodziny, a nie na odwrót. Po drugie, na listy wyborcze często wstawia się członków rodziny, dlatego żeby przyciągali uwagę głosujących znanym nazwiskiem. Być może niektórych to zaskoczy, ale wiele osób do ostatniej chwili nie wie, na kogo zagłosuje i często widok rozpoznawalnego nazwiska na liście przesądza o głosie. Takich ludzi umieszcza się często na tzw. „niebiorących miejscach”, żeby ich głosy przechodziły na lidera listy (i to niekoniecznie z jednej rodziny, bo to był np. atrybut Dobromira Sośnierza, który kiedyś nie był znany, ale znany na Śląsku był jego ojciec, działający w innej partii). Brat Sławomira Mentzena natomiast moim zdaniem nigdy nie chciał zostawać posłem. Poseł w Polsce zarabia niewiele, dlatego jak ktoś ma dobrą pracę, a niekoniecznie wielkie ambicje polityczne, to wcale nie jest to kusząca perspektywa, a Tomasz Menzten jest bardzo dobrze zarabiającym specjalistą z IT. Tomasz Menztzen wygrał prawybory na lidera listy toruńskiej prawdopodobnie dlatego, by dać bratu większą swobodę w obsadzaniu tego miejsca (dostał je ostatecznie Przemysław Wipler), być może dla uniknięcia konieczności ustaleń wewnątrzpartyjnych. W tym przypadku to moje spekulacje, ale szczerze wątpię, by Tomasz Menzten chciał zarabiać mniej i porzucać swoją pracę. Co do kwestii zasadniczej, nepotyzm to załatwianie dobrze płatnego stanowiska rodzinie. W tym przypadku nie jest ono szczególnie dobrze płatne (niektórzy potrafią tyle zarabiać pracując fizycznie), ale przede wszystkim to tylko danie komuś możliwości ubiegania się o głosy wyborców i nic ponadto. To wyborcy zdecydują, kto zostanie posłem.

  • Batożenie homoseksualistów. Propozycja Grzegorza Brauna, która padła w jednym z wywiadów kilka lat temu. Część „elity” dziennikarskiej nie zrozumiała jednak, że był to żart, inni powtarzają to specjalnie mimo świadomości charakteru tej wypowiedzi. Kontekstem w wywiadzie było stwierdzenie, że skoro orędownicy „tęczowej” ideologii wchodzą z przepisami prawnymi coraz bardziej w nasze życie, np. proponując karanie za jakąkolwiek krytykę LGBT pod pozorem „mowy nienawiści”, to może powinniśmy też pomyśleć o jakichś sankcjach prawnych w drugą stronę – i już w tonie żartobliwym były heheszki o „batożeniu gejów”.

  • Oskarżenia o „populizm”. To jest „słowotłuk” zgodnie z definicją profesora Wolniewicza, czyli słowo, hasełko specjalnie stworzone w celu uderzania nim w przeciwników politycznych. W tym przypadku stosujący go propagandyści popadają w szereg sprzeczności logicznych. Bo na ogół prezentują się jako zwolennicy demokracji (czasem wręcz wyznawcy), ale grzechem według nich jest odpowiadanie na pragnienia wyborców. Wg nich „demokracja” jest wtedy, kiedy wygrywają ci co trzeba, a jeśli ci, których nie lubią zostaną wybrani przez lud, to jest to „populizm”. Tak naprawdę, jeśli już mielibyśmy używać tego słowa, to pasowałoby ono do tych, którzy zdobywają głosy wyborców żerując na ich naiwności i niewiedzy. Np. licytacja na rozdawnictwo socjalne miedzy PiS-em, KO i Lewicą zasługuje na to miano, bo wielu ludzi się na to nabiera, myśląc, że coś dostaną, ale nie zdają sobie sprawy, że przyjdzie im za to zapłacić znacznie więcej (w postaci podatków czy inflacji).

327580087_1111672450227497_3647877663967821532_n.jpg

  • Oskarżenia o „faszyzm”. Tego rodzaju oskarżenia mają długą historię, bo jeszcze przed II wojną światową Międzynarodówka Komunistyczna, po wcześniejszym niepowodzeniu projektu sojuszu z innym ruchem robotniczym – faszystami, wydała zalecenie czy dekret by tak nazywać wszystkich przeciwników politycznych, a zwłaszcza tych, którzy mają charakter patriotyczny i narodowy. I tak to trwa. Natomiast do faszyzmu jako idei jest Konfederacji najdalej ze wszystkich partii w polskim sejmie. Faszyzm zakładał skrajny etatyzm i centralizm z wiodącą rolą państwa, podejście Konfederacji jest dokładnie przeciwne (państwo minimum, zasada pomocniczości, maksimum wolności obywatelskich, decentralizacja).

"Wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu".
Benito Mussolini

  • Konfederacja chce zaostrzyć prawo aborcyjne. Po pierwsze i najważniejsze, nie ma słowa o aborcji w programie Konfederacji (chociaż są pewni nierzetelni dziennikarze, którzy twierdzą inaczej, ale prawdopodobnie nawet nie przeglądali oni tego programu). Po drugie, aborcja jest tematem sztucznie pompowanym przez media. Kwestia aborcji nie dotyka w żaden sposób ponad 99% społeczeństwa. Media narzucają ten temat, by za jego pomocą dzielić ludzi. Prawdą jest, że większość polityków Konfederacji (czy to liderów partyjnych czy liderów list wyborczych) opowiada się za ochroną życia poczętego, zazwyczaj z jakimiś wyjątkami. Są też tacy, którzy opowiadali się za poprzednim kompromisem aborcyjnym (np. Tomasz Brzezina, regionalny lider Nowej Nadziei na Śląsku i kandydat Konfederacji nr 2 z Katowic). Nie ma moim zdaniem szans na konsensus w sprawie ewentualnego zaostrzenia tego prawa. Większości polityków Konfederacji albo odpowiada stan obecny albo opowiadali się za łagodniejszą wersją czyli zmianą przesłanki o wadzie płodu na wadę letalną płodu, zamiast całkowitego jej wykreślenia (to stanowisko ówczesnej partii KORWiN). Konfederację swoją drogą popiera sporo ludzi będących zwolennikami aborcji, bo uznają, że w razie potrzeby, dokonają jej po prostu poza granicami Polski, a kwestie gospodarcze są dla nich znacznie ważniejsze od sztucznego sporu o aborcję. Na koniec warto wspomnieć dwa istotne dla tej kwestii fakty. Po pierwsze, nauka biologii nie ma w tej kwestii wątpliwości, że człowiek powstaje w momencie poczęcia, tzn. płód jest człowiekiem bez względu na to, które organy i w jakim stopniu zdążyły mu się rozwinąć, aborcja zatem nie jest nigdy „decydowaniem o własnym ciele”, lecz decydowaniem o życiu innego człowieka. Debata na temat aborcji może być co najwyżej debatą o szczególnych przypadkach, inaczej (jak w lewicowej propozycji tzw. „aborcji na życzenie”) jest to postulowanie wprowadzenia jakiejś formy totalitaryzmu, w którym część obywateli może zabijać innych obywateli według swojego widzimisię. Po drugie, ochronę życia poczętego gwarantuje nasza konstytucja, a do jej zmiany potrzeba większości parlamentarnej 2/3 głosów, której nigdy od czasu PZPR żadna siła polityczna w Polsce nie miała.

284972806_405103358297948_3523652300361364134_n.jpg

  • „Konfederacja chce zlikwidować emerytury i emeryci umrą z głodu”. Chyba najgłupsze z pomówień jakie udało mi się usłyszeć. W Konfederacji jest pełna zgodność, że zawartych zobowiązań należy dotrzymywać i każdy, kto wpłacił jakąkolwiek składkę emerytalną musi otrzymać ekwiwalentną emeryturę. Swoją drogą teraz dostajemy w formie emerytury wielokrotnie mniej niż suma wpłaconych przez nas składek. Natomiast jest również zgoda co do tego, że system emerytalny należy zreformować. Wolnościowa część Konfederacji chciałaby iść dalej i w dalekiej przyszłości w ogóle zlikwidować emerytury państwowe (zamiast tego prywatne ubezpieczalnie lub oszczędzanie na własny rachunek z pełną osobistą odpowiedzialnością za swój los), natomiast droga do tego musiałaby zająć wiele lat czy nawet pokoleń i nie ma to większego przełożenia na obecną debatę polityczną. Natomiast faktem jest że ludzkość praktycznie do końca XIX wieku, a czasem nawet i końca II wojny światowej obywała się bez „systemu emerytalnego” i świetnie sobie radziła biorąc pod uwagę, że dysponowała znacznie prymitywniejszą techniką (a co za tym idzie skromniejszymi możliwościami produkcji dóbr).

Dodatki i linki

Na koniec mogę jeszcze polecić kilka rzeczy do przeczytania i posłuchania w celu pogłębienia tematu:

Moje teksty:
Polska w amoku, czyli polowanie na „ruskie onuce”
Co nas czeka w polityce w najbliższym roku? Kto wygra wybory? - tekst sprzed 9 miesięcy, który już zaczyna okazywać się proroczy.
Dlaczego nie ma w Polsce partii wolnościowej zarówno społecznie, jak i gospodarczo?
Konfederacja – skąd się wzięła, czym jest i dlaczego odeszło z niej 3 posłów.

A ponadto:

Słynny Manifest normalności Janusza Korwin-Mikkego (sprzed wielu lat, ale wciąż aktualny).

Konwencję programową Konfederacji

359799202_713805803887776_6801530036400719375_n.jpg



0
0
0.000
1 comments
avatar

Ciekawostka dla porównania - siła nabywcza średniego wynagrodzenia w chlebie na przestrzeni lat:

1989 – 195 kg chleba z wypłaty
1990/91 – 430 kg (cena z grudnia 1990, wynagrodzenie uśrednione z 90 i 91)
1995 – 585 kg
1998 – 932 kg
2010 – 1071 kg
2012 – 989 kg
2014 – 1109 kg
2016 – 1355 kg
2018 – 1314 kg
2020 – 1304 kg
2022 – 1419 kg
2023 – 1365 kg

Z tym, że: od 1999 roku wchodzą składki na ZUS do wypłat, więc na dobrą sprawę trzeba by obniżyć o około 20% ilość chleba od tego roku, żeby to było porównywalne z latami 1989-1998; chleb (w odróżnieniu od benzyny) zmienia się, wchodzi po 2000 roku na szeroką skalę pieczywo z ciasta głęboko mrożonego, co obniża średnią cenę chleba kosztem średniej jakości. Czyli w 2012 roku mamy de facto słabszą siłę nabywczą w chlebie niż w 1998 roku (poniżej 800 kg) i jest to chleb gorszej jakości. W perspektywie chleba jesteśmy dzisiaj w dokładnie w tym samym punkcie, co pod koniec lat 90, gdy przestaliśmy się rozwijać. Lata 2014-16 co najwyżej w tej perspektywie wyrównały poprzedni spadek jakości życia.

0
0
0.000