LEGO Star Wars III: The Clone Wars – where strategy ends and pure chance begins
Saturday morning. Children in pajamas, a dog in "looking for food" mode, a cat pretends not to know us. Me with a cup of coffee, which serves more as a prop than a drink (because it's cold from 7:45), and in the background a classic question:
– Dad, are we playing LEGO Star Wars III?
– Of course.
And so, once again, we jump into a galaxy made of blocks, where everything can be smashed, transformed or accidentally blown up. Most often – all at once.
We sit in front of the console. Mission selection.
– Let's do the one with Yoda!
– No! With that droid that rocks funny!
– I want to go with Obi-Wan, because he has a beard and looks like his dad after a sleepless night!
Endorsement. The agreement was not reached, so... vote!
In theory. Because Alex won anyway, because he held the pad.
We play a mission in which we have to get through the Separatist base, defeat hundreds of droids and – most importantly – find a hidden golden brick. After all, it's not about saving the galaxy. It's about the block.
Let's start. Everyone is ready. One second and...
BANG.
Who did it?
Not me!
You're the one holding the detonator!
But I was just watching it!
The tank went into the air, the bridge collapsed, and our clone No. 2 is already dead. The mission has barely begun, and we have managed to do more damage than an entire army of droids.
Sara comments:
– You can't play with you.
Then for the next 10 minutes he throws grenades at absolutely everything. Also in us.
LEGO Star Wars III is not only about fighting. It is also jumping on platforms that are too small, too slippery, too far and generally – a real opponent for our whole family.
– Jump on that panel!– slap!
– Not this one!– slap!
– THAT ONE, I SAID!
– Plaaaask!
After his tenth death from jumping into the abyss, Alex throws a pad.
– It's not me, it's the camera!– It's not the camera, it was you looking at the cat instead of the screen again!
– Mija just ate my card with the Minecraft password!
Yes. Well, it's all clear.
This stage has TO – switching between branches.
So we play with one team, the second one attacks the base, the third one fixes something, the fourth one does somersaults in the background, and the fifth... Well... He sits in the corner and doesn't know what's going on.
Sarah:
– Why are they standing?
Me:
– Because they didn't get orders.
Sarah:
– Then give it to them!
Me:
– But I don't know who I'm controlling now!
Alex:
– Obi-Wan has come into the kitchen again and is beating the table with his sword!
Total chaos. What a ridiculous chaos. We laugh so much that the cat runs to the bathroom and the dog tries to cover his ears with his paws.
The end of the mission. The boss arrives. A big, shiny droid with a million HP and an arsenal that Darth Maul himself would envy.
We:
– Hey, but we don't have any anti-tank weapons!
Game:
– Problem?
We start improvisation. Sara distracts attention, Alex throws bombs like popcorn, I try... build an armored carrot thrower from the remains of the AT-RT.
Suddenly, Roni barks. Mije jumps on the console. The game pauses.
After a while... Return.
– Oh no, we've started over!!
– I TOLD SOMEONE TO WRITE IT DOWN!
– Dad, did you write it down?
– Writing it down is for the weak.
Sad music from the canteen in the background.
We finally completed the mission. After two restarts, one pad crisis and a dramatic rescue operation who ate the last slice of pizza.
We played badly. We died funny. And we laughed more than in most comedies.
LEGO Star Wars III?It's not a game. It's a lifestyle. A style where a grenade explodes under your feet, a lightsaber falls from your hands, and the cat decides that he is now in charge.
And you know what? Let it stay that way.
May the blocks be with you.
POLSKI:
LEGO Star Wars III: The Clone Wars – czyli gdzie kończy się strategia, a zaczyna czysty przypadek
Sobota rano. Dzieci w piżamach, pies w trybie „szukam jedzenia”, kot udaje, że nas nie zna. Ja z kubkiem kawy, który bardziej służy jako rekwizyt niż napój (bo zimny od 7:45), a w tle klasyczne pytanie:
– Tato, gramy w LEGO Star Wars III?
– A jakże.
I tak oto po raz kolejny wskakujemy w galaktykę zbudowaną z klocków, gdzie wszystko można rozwalić, przekształcić albo przypadkowo wysadzić. Najczęściej – wszystko naraz.
Zasiadamy przed konsolą. Wybór misji.
– Zróbmy tę z Yodą!
– Nie! Z tym droidem, co się śmiesznie kiwa!
– Ja chcę z Obi-Wanem, bo ma brodę i wygląda jak tata po nieprzespanej nocy!
Okej. Zgoda nie została osiągnięta, więc... głosowanie!
W teorii.
Bo i tak wygrał Alex, bo trzymał pada.
Gramy misję, w której trzeba przedostać się przez bazę Separatystów, pokonać setki droidów i – najważniejsze – znaleźć ukryty złoty klocek. Bo przecież nie chodzi o uratowanie galaktyki. Chodzi o klocek.
Startujemy. Wszyscy gotowi. Jedna sekunda i...
BANG.
– Kto to zrobił?
– Nie ja!
– To ty trzymasz detonator!
– Ale ja tylko go oglądałem!
Czołg poszedł w powietrze, most się zawalił, a nasz klon nr 2 już nie żyje. Misja ledwo się zaczęła, a my zdążyliśmy zrobić więcej szkód niż cała armia droidów.
Sara komentuje:
– Nie da się z wami grać.
Po czym przez następne 10 minut rzuca granatami w absolutnie wszystko. Również w nas.
LEGO Star Wars III to nie tylko walka. To również skakanie po platformach, które są za małe, za śliskie, za daleko i ogólnie – przeciwnik realny dla całej naszej rodziny.
– Skacz na ten panel!
– plask!
– Nie ten!
– plask!
– TAMTEN, MÓWIŁEM!
– plaaaask!
Po dziesiątej śmierci z powodu skoku w przepaść Alex rzuca padem.
– To nie ja, to kamera!
– To nie kamera, to ty znowu patrzyłeś na kota zamiast na ekran!
– Mija właśnie zjadła moją kartkę z hasłem do Minecrafta!
Aha. No to wszystko jasne.
Ten etap ma TO – przełączanie się między oddziałami.
Czyli gramy jednym zespołem, drugi atakuje bazę, trzeci naprawia coś, czwarty robi fikołki w tle, a piąty… no cóż… siedzi w kącie i nie wie, co się dzieje.
Sara:
– Czemu oni stoją?
Ja:
– Bo nie dostali rozkazów.
Sara:
– To daj im!
Ja:
– Ale nie wiem, kim teraz steruję!
Alex:
– Znowu Obi-Wan wlazł do kuchni i bije stół mieczem!
Totalny chaos. Ale śmieszny chaos. Śmiejemy się tak, że kot ucieka do łazienki, a pies próbuje zakryć sobie uszy łapami.
Końcówka misji. Wjeżdża boss. Wielki, błyszczący droid z milionem HP i arsenałem, którego pozazdrościłby sam Darth Maul.
My:
– Ej, ale nie mamy żadnej broni przeciwpancernej!
Gra:
– Problem?
Zaczynamy improwizować. Sara odwraca uwagę, Alex rzuca bombami jak popcornem, ja próbuję… zbudować zbrojony miotacz marchewek z pozostałości AT-RT.
Wtem Roni szczeka. Mija skacze na konsolę. Gra się pauzuje.
Po chwili... wracamy.
– O nie, zaczęliśmy od nowa!!!
– MÓWIŁEM, ŻEBY KTOŚ ZAPISAŁ!
– Tato, zapisywałeś?
– Zapisywanie to dla słabych.
Smutna muzyczka z kantyny w tle.
Misję ostatecznie ukończyliśmy. Po dwóch restartach, jednym kryzysie padów i dramatycznej akcji ratunkowej „kto zjadł ostatni kawałek pizzy”.
Graliśmy źle. Umieraliśmy śmiesznie. I śmialiśmy się więcej niż w większości komedii.
LEGO Star Wars III?
To nie gra.
To styl życia.
Styl, w którym granat wybucha ci pod nogami, miecz świetlny wypada z rąk, a kot decyduje, że to on teraz dowodzi.
I wiecie co?
Niech tak zostanie.
Niech klocki będą z wami.
Nice
Thanks
As a Star Wars fan, the game is really cool, provided you also like Lego. I even got it for free via the Epic Games Launcher back then.