LEGO Star Wars III: The Clone Wars – we fell into bricks and we can't get out
Evening. Theoretically, he was supposed to be calm. In practice?
The children got going, the dog barked at an invisible enemy, and the cat decided that the best place to nap is... the middle of the carpet on which we all walk.
And then a sentence was uttered that always heralds trouble:
– Are we going to play LEGO Star Wars III?
At first glance, it was innocent.
But it's like saying:
– Let's renovate the bathroom at 11:00 p.m.
– Let's grow a crocodile in the bathtub.
– Or: Let's make pizza with the kids. Without an apron. With flour.
We are starting another mission from The Clone Wars campaign. Grievous, droids, confusion, explosions – that's what we like the most.
We choose the characters:
– Sara wants to be Ahsoka because she has two lightsabers and she's a badass.– Alex takes Cody because she has a jetpack and a gun that does BAM BAM.
– I... I become some random clone with a name like " Sergeant 19B", who looks like he came from a casting for a wall paint commercial.
Sarah:
– Dad, how do you throw a sword?
Me:
– Uh... I don't know, I'm trying to open the door.
Sarah:
– It's NOT a door, it's a FANGER.
Alex (running):
Attention, I threw a grenade!
Three seconds later, we are all lying down. Fan intact.
Each level in this game is a combination of:
- Jumping
- Combine
- Button search
- Total panic
The game looks innocent: colorful, funny, full of cute animations... And then suddenly you have to build a tower from three elements, turn a switch on the other side of the map and at the same time avoid droids that shoot at you like it was paintball on steroids.
Me:
– I can't get upstairs!
Sarah:
– Use the Force!
Me:
– I don't have a Jedi! I'm a clone!
Sarah:
– Then stop being a clone!
Great advice. I note in my notebook next to Don't be stupid, be smart.
Let's move on to the battle mode. We have a base, units, goals. Everything is beautiful, theoretical.
Alex:
– Let's build an AT-TE!
Sarah:
– No, let's make more turrets!
Me:
– Wait, we don't have command posts yet!
Sarah:
– THEN GET THEM!
Alex (already pushing the buttons):
– I've built it! Probably!
Or I sold it. I do not know.
And here we have an army made up of one repair robot, one tank stuck in a stone, and four clones who run around and scream.
During this time, droids built a base, a fleet, an amusement park, and may have run for the Senate.
Me:
– Are we losing to plastic droids?
Sarah:
– I don't think we even know what we're taking part in.
Sarah:
– Dad! You left the stud!
Me:
– It's just one.
Sarah:
– THERE IS NO SUCH THING AS 'JUST ONE'.
And so we go back half a level for one gold brick. Then the second one. Then for a hidden minikit.
Afterwards...
Alex accidentally jumps into the abyss and the game resets the checkpoint.
Quiet.
Sarah (looking at Alex):
- Did you just set us back 20 minutes?
Alex:
– Oops.
Me:
– I take a deep breath and remind myself that love for children is unconditional
Finally, the boss. A great droid. Shines. It does AoE attacks. It has several phases. We – one last of health, no potions (no, LEGO doesn't have potions, but symbolically we have NOTHING).
Sara tries to fight back, Alex jumps in panic, and I try to figure out where we are on the screen at all.
Funny music is playing in the background, and we died for the fourth time.
Sarah:
– Dad, how about we change the difficulty level?
Me:
– There is no level of difficulty. There is only a level of humiliation.
Now forgive me
– Alex has just built a bridge from parts of the ship and is trying to convince the cat to cross it, because it's like a side mission, only real.
May the Force (and a supply of bricks) be with you.
POLSKI:
LEGO Star Wars III: The Clone Wars – czyli wpadliśmy w klocki i nie możemy wyjść
Wieczór. Teoretycznie miał być spokojny. W praktyce? Dzieci się rozkręciły, pies szczekał na niewidzialnego wroga, a kot stwierdził, że najlepszym miejscem do drzemki jest... środek dywanu, po którym wszyscy chodzimy.
I wtedy padło zdanie, które zawsze zwiastuje kłopoty:
– Zagramy w LEGO Star Wars III?
Na pierwszy rzut oka niewinne. Ale to jak powiedzieć:
– Zróbmy remont łazienki o 23:00.
– Wyhodujmy krokodyla w wannie.
– Albo: Zróbmy pizzę z dziećmi. Bez fartucha. Z mąką.
Zaczynamy kolejną misję z kampanii The Clone Wars. Grievous, droidy, zamieszanie, eksplozje – czyli to, co lubimy najbardziej.
Wybieramy postacie:
– Sara chce być Ahsoką, bo ma dwa miecze świetlne i „jest kozakiem”.
– Alex bierze Cody’ego, bo ma jetpacka i broń, która robi BAM BAM.
– Ja... zostaję jakimś przypadkowym klonem z imieniem typu „Serżant 19B”, który wygląda jakby przyszedł z castingu do reklamy farby ściennej.
Sara:
– Tato, jak się rzuca mieczem?
Ja:
– Yyy… nie wiem, próbuję otworzyć drzwi.
Sara:
– To NIE SĄ drzwi, to WENTYLATOR.
Alex (biegnąc):
– Uwaga, wrzuciłem granat!!!
Trzy sekundy później leżymy wszyscy. Wentylator nietknięty.
Każdy poziom w tej grze to połączenie:
- Skakania
- Kombinowania
- Szukania przycisków
- Totalnej paniki
Gra wygląda niewinnie: kolorowa, zabawna, pełna uroczych animacji... aż tu nagle musisz zbudować wieżę z trzech elementów, przekręcić przełącznik z drugiej strony mapy i jednocześnie unikać droidów, które strzelają do ciebie jakby to był paintball na sterydach.
Ja:
– Nie mogę się dostać na górę!
Sara:
– Użyj Mocy!
Ja:
– Nie mam Jedi! Jestem klonem!
Sara:
– To przestań być klonem!
Wspaniała rada. Notuję w zeszycie obok „Nie bądź głupi, bądź mądry.
Przechodzimy do trybu bitewnego. Mamy bazę, jednostki, cele. Wszystko pięknie, teoretycznie.
Alex:
– Zbudujmy AT-TE!
Sara:
– Nie, zróbmy więcej wieżyczek!
Ja:
– Czekajcie, nie mamy jeszcze punktów dowodzenia!
Sara:
– TO ZDOBĄDŹ JE!
Alex (już wciska guziki):
– Zbudowałem! Chyba! Albo sprzedałem. Nie wiem.
I oto mamy armię złożoną z jednego robota naprawczego, jednego czołgu, który utknął w kamieniu, i czterech klonów, którzy biegają w kółko i krzyczą.
W tym czasie droidy zbudowały bazę, flotę, park rozrywki i być może kandydowały do senatu.
Ja:
– Czy my przegrywamy z plastikowymi droidami?
Sara:
– Chyba nawet nie wiemy, w czym bierzemy udział.
Sara:
– Tato! Zostawiłeś studa!
Ja:
– To tylko jeden.
Sara:
– NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO JAK 'TYLKO JEDEN'.
I tak cofamy się pół poziomu po jeden złoty klocek. Potem po drugi. Potem po ukryty minikit.
Potem...
Alex przypadkiem skacze w przepaść i gra resetuje checkpoint.
Cisza.
Sara (patrząc na Alexa):
– Czy ty właśnie cofnąłeś nas o 20 minut?
Alex:
– Ups.
Ja:
– biore głęboki oddech i przypominam sobie, że miłość do dzieci jest bezwarunkowa
W końcu boss. Wielki droid. Świeci. Robi ataki AoE. Ma kilka faz. My – jedna resztka zdrowia, brak mikstur (nie, LEGO nie ma mikstur, ale symbolicznie nie mamy NIC).
Sara próbuje walczyć, Alex skacze w panice, a ja próbuję ustalić, gdzie w ogóle jesteśmy na ekranie.
W tle gra śmieszna muzyczka, a my ginęliśmy po raz czwarty.
Sara:
– Tato, może zmienimy poziom trudności?
Ja:
– Nie ma poziomu trudności. Jest tylko poziom upokorzenia.
A teraz wybaczcie – Alex właśnie zbudował most z części statku i próbuje przekonać kota, żeby przez niego przeszedł, bo to jak misja poboczna, tylko prawdziwa.
Niech Moc (i zapas klocków) będzie z wami.