Rysy [POL/ENG]
To już prawie tydzień od kiedy wróciłem z nad morza i bardzo chciałem wykorzystać otwarte okienko pogodowe, żeby zaliczyć jeszcze wyjazd w góry. Po mojej czerwcowej wycieczce w Tatry pozostał mi pewien niedosyt. Śnieg na szlaku zmusił mnie wtedy do przedwczesnego powrotu i zejścia na długo przed osiągnięciem zamierzonego celu. Tym razem padło na Rysy (2500m n.p.m.), szlak przez Orlą Perć ponoć nieczynny, a jak już jadę w Tatry, to chcę wejść na jakąś poważną górkę.
Nauczony wcześniejszymi doświadczeniami wyjazd zaplanowałem wcześniej niż ostatnim razem, już o 6:30 rano spotkałem się z ziomeczkami pod Krakowem i niedługo potem ruszyliśmy Zakopianką. Cały dzień w górach, super. Po drodze jeszcze śniadanie, kawka, tankowanie i chwilę przed 9tą znaleźliśmy się na parkingu przed wejściem na szlak nad Morskie Oko. Ponad dwie godziny asfaltem, uznaliśmy, że ma to swoje zalety, poniżej dodaje nam dwie godziny na zejście wieczorem, górskim szlakiem po zmroku nie chcielibyśmy chodzić. Wiedzieliśmy, że grafik mamy w miarę napięty jeśli chcemy wejść na najwyższy szczyt Polski bez podbiegania.
Pogoda dopisała idealnie. Ciepło, przez większość dnia bezchmurne niebo, tylko na szczycie odrobinę wiało, ale i tak było zaskakująco spokojnie. Aż do Czarnego Stawu droga ta była całkiem nieźle mi znana, ciekawie zaczęło robić się dopiero wyżej, chociaż przez większość czasu czułem się jakbym wchodził po bardzo kiepsko zbudowanych schodach. Jeszcze wyżej większy odcinek szlaku zaopatrzony jest w łańcuchy ułatwiające wejście, jednak uznałem, że lepsza zabawa będzie jeśli je zignoruję. Przynajmniej przy wejściu.
Można by uznać, że w sanatorium całkiem nieźle się mną zajęli, skoro niedługo po powrocie śmigam po górach. Nic bardziej mylnego, jeszcze podczas pobytu na wyspie Wolin znowu miałem problemy z oddychaniem. Tym razem zdecydowałem wspomóc się sterydami w tabletkach. Wszystkie dolegliwości mijają wtedy niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chwilami myślałem sobie, że to trochę doping, ale ostatecznie kondycji nie da się przywołać na zawołanie, ona wciąż gdzieś w tym ciele jest, zwężenie dróg oddechowych to osobna sprawa.
Wejście było bardzo przyjemne i angażujące całe ciało. Na szczycie spędziliśmy około pół godziny i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zejście w dół okazało się większym wyzwaniem. Nie tyle ze względu na samą trudność trasy, co z powodu dużego obciążenia mięśni nóg. Do tego doszło zagadkowe obtarcie małego palca u nogi. Pod koniec zejścia tak bardzo kreatywnie poszukiwałem możliwości uniknięcia bólu, że musiało to wyglądać jakbym był pracownikiem Ministerstwa Głupich Kroków.
Dosłownie chwilę przed zachodem słońca (za horyzontem, nie za górą) znaleźliśmy się pod schroniskiem przy Morskim Oku. Wymęczeni, ale szczęśliwi. Teraz czekało nas jeszcze zejście asfaltem na parking, większość tej drogi przeszliśmy już po zmroku. Byliśmy pewni, że parę razy słychać było pomrukiwanie niedźwiedzia z lasu. Ponoć BHP spotkania z niedźwiedziem jest takie, że trzeba stworzyć iluzję wielkiej i głośnej istoty. Nigdy nie można uciekać, z niedźwiedziem jesteśmy bez szans. Przecież to sprzeczne z intuicją! Można też podróżować z grupą ludzi, którzy po prostu biegają wolniej. Niepokoiło mnie troszkę to, że w tym towarzystwie to ja biegam najwolniej.
Nawet nie wiem o której doszliśmy do samochodu. Pochłonął nas pewien poważny problem. Samochodu nie dało się otworzyć. Pilot nie działa, klucz nie chce kręcić się w zamku. Lekko żarzące się światła szybko wskazały na czym polega problem. Nie miałem już sił, żeby się z tym zmagać. W tym momencie pożałowałem tylko, że swoje auto zostawiłem w Krakowie, mam taki sprytny system, który drze ryja jeśli zapomnę wyłączyć świateł.
Dość szybko doszliśmy do wniosku, że bez wybicia jednej z szyb się nie obejdzie. To wcale nie jest takie proste. Na szczęście byliśmy w górach więc szybko udało nam znaleźć się słusznych rozmiarów kamień. Padło na prawy tył. Nie wystarczy po prostu uderzyć w okno niczym małpa w orzech. Widziałem też dość dużo odcinków "Śmiechu Warte", kiedy byłem dzieckiem, żeby nie decydować się na rzucanie. Kto by się spodziewał, że może być tak dużo wartości edukacyjnej w oglądaniu ludzi robiących sobie krzywdę?! Ja nie. Nie oglądałem dość materiałów edukacyjnych, żeby wpaść na pomysł z koszulką. Mój kolega najwyraźniej tak. Naprężony materiał utworzył dźwignię i już po chwili otworzyłem auto od środka. Teraz wystarczyło znaleźć kogoś kto odpali nas z kabli. Nie mieliśmy kabli.
Niedługo zatrzymaliśmy przesympatycznych Ukraińców, cała rodzina na wakacjach. Też nie mieli kabli. Po raz kolejny natomiast mogłem przekonać się o nieskończonej zaradności ludzi z Europy Środkowo-Wschodniej. My w Polsce już to chyba powoli tracimy... W życiu nie przyszłoby mi do głowy, żeby próbować odpalić auto przy pomocy drucianych wieszaków. Akurat mieliśmy kilka w bagażniku. Podczas gdy Pani z córką siedziała na tylnej kanapie, Pan wraz synem (12-14lat) przykładali druty do akumulatora. "Synek, tylko nie dotknij drutem maski, bo będzie źle". Zero neurozy ze strony rodziców, pełne zaufanie i spokój. Facet doskonale wiedział co robi. Urzekło mnie to, auta jednak odpalić się nie udało. Druty były zbyt cienkie aby przepuścić dość prądu.
Zaczęliśmy więc wygibasy związane z zatrzymywaniem kolejnych aut, pchaniem, holowaniem, a w końcu zasłonięciem pustego okna kartonem. Około 23:30 wyjechaliśmy w stronę Krakowa. Byłem wyczerpany i zdenerwowany, powieki same mi opadały, a wiedziałem, że później muszę jeszcze wrócić do Katowic. Na szczęście dzięki trickom, które poznałem podczas pracy jako kierowca bezpiecznie dojechałem do domu. Otwarte okno, głośna muzyka i przekąski. Dzisiaj przeleżałem cały dzień.
[ENG]
It's been almost a week since I returned from the seaside, and I really wanted to take advantage of the good weather to go on a mountain trip. After my June trip to the Tatra Mountains, I still had some unfinished business there. The snow on the trail forced me to turn back prematurely last time, well before reaching my intended goal. This time, I set my sights on Rysy (2500m), the highest Polish peak, as my previous goal, the trail via Orla Perć was reportedly closed, and I was looking for a challenge.
Having learned from my previous experiences, I planned this trip in advance. I met up with my friends in Krakow at 6:30 in the morning, and shortly thereafter, we hit the road on Zakopianka road. A whole day in the mountains – fantastic. Along the way, we had breakfast, coffee, refueled, and just before 9:00, we found ourselves in the parking lot at the entrance to the trail leading to Morskie Oko lake. Over two hours on asphalt, and we realized it had its advantages, giving us two extra hours to descend in the evening. We didn't want to hike on mountain trails in the dark. We knew our schedule was tight if we wanted to reach the highest peak in Poland without rushing.
The weather was perfect. Warm, mostly clear skies throughout the day, with only a bit of wind at the summit, but it was surprisingly calm. Until Czarny Staw lake, the path was quite familiar to me, but things got interesting higher up. Although most of the time, I felt like I was climbing poorly constructed stairs. Even higher up, a larger section of the trail is equipped with chains to aid climbing, but I decided it would be more fun to ignore them. At least at the way up.
One might think that the sanatorium took good care of me since I was back in the mountains shortly after returning. Nothing could be further from the truth. Even during my recent stay on Wolin Island, I had breathing problems again. This time, I decided to use steroid tablets to help. All the discomforts disappeared as if by magic. At times, I thought of it as a kind of doping, but ultimately, you can't summon fitness on demand. It still resides somewhere within this body; it's just that the narrowing of the airways is a separate issue.
The closer to summit the ascent was more enjoyable and engaged my whole body. We spent about half an hour at the summit and then began our descent, which turned out to be a greater challenge. Not so much due to the difficulty of the trail itself, but because of the heavy strain on my leg muscles. Additionally, there was a mysterious blister on my little toe. Towards the end of the descent, I was creatively searching for ways to avoid the pain, which must have looked like I was a member of the Ministry of Silly Walks.
Literally just moments before sunset (behind the horizon, not behind the mountain), we found ourselves at the shelter near Morskie Oko lake. Exhausted but happy. Now, we still had to walk down the asphalt road to the parking lot, and most of that stretch was in the dark. We were sure we heard bear growls from the forest a few times. Apparently, the safety protocol for encountering a bear is to create the illusion of a large and loud presence. You should never run away; we stand no chance against a bear. It goes against intuition! Alternatively, you can travel with a group of people who simply run slower. What worried me a bit was that in this company, I was the slowest runner.
I don't even know what time we reached the car. We were preoccupied with a serious problem. We couldn't open the car. The remote wasn't working, and the key wouldn't turn in the lock. The faintly glowing lights quickly indicated the issue. I had no more energy left than this car battery to deal with it. At that moment, I only regretted leaving my car in Krakow; I have a clever system that beeps if I forget to turn off the lights.
We quickly concluded that we couldn't do without smashing one of the windows. It wasn't as simple as just hitting the window like a monkey cracking a nut. I had seen enough episodes of FAILS to not to attempt throwing the stone too. Who would have thought there could be so much educational value in watching people harming themselves?! I hadn't watched enough educational materials to come up with the idea of using a shirt though. My friend did. The stretched fabric created leverage, and after a moment, I managed to open the car from the inside. Now we just needed to find someone to jump-start us. But we didn't have jumper cables.
Shortly, we stopped some friendly Ukrainians, a whole family on vacation. They didn't have cables either. Once again, I was able to witness the boundless resourcefulness of people from Central and Eastern Europe. We in Poland seem to be losing that quality slowly. It would never occur to me to try to start a car using wire hangers. We happened to have a few in the trunk. While the lady and her daughter sat in the back seat, the man and his son (12-14 years old) attached the wires to the battery. "Son, just don't touch the hood with the wire, it will be bad." There was no neurosis from the parents, complete trust and calm. The guy knew exactly what he was doing. I was impressed, but unfortunately, we couldn't start the car; the wires were too thin to carry enough current.
So, we began to attempt various maneuvers involving stopping more cars, pushing, towing, and finally covering the empty window with cardboard. Around 11:30, we set off towards Krakow. I was exhausted and frustrated, my eyelids kept drooping, and I knew I still had to return to Katowice later. Fortunately, thanks to the tricks I learned during my time as a driver, I made it home safely. An open window, loud music, and snacks helped. Today, I did nothing but lie down.
Wow, what an adventure! I would really love to see Morskie Oko one day, such a beautiful and famous natural landmark. But I guess it must be crowded there... Btw quite surprising for me to see snow up there. I mean our mountains are shorter than yours but there is no snow up there from spring to autumn. Never. I didn´t know you guys have snow in your mountains all year round. That´s cool :)
@tipu curate 3
Upvoted 👌 (Mana: 0/56) Liquid rewards.
I saw just few patches from the top and only this one on my way up. First snowfall is usually in september, so these should last all year round indeed. Yeah, Morskie Oko is quite crowded since you can get there with a help of horse and it's basically the most famous landmark there, but even the top of Rysy was quite crowded as you can see on the picture.
Have you reach the highest peak of the Czech Republic?
Yeah, I can imagine how crowded these place get... Well, it´s a shame but as far as I remember, I haven´t been on the top of Snezka, our highest mountain :) From my hometown, the Jeseniky Mountains and the Beskydy Mountains are both much closer than the Krkonose Mountains with Snezka so people from my region usually visit Jeseniky and Beskydy.
O słodki losie 😵💫
najpierw pożałowałam, że jednak nie spotkaliście Niedźwiedzia, bo udawanie „wielkiej i głośnej istoty” mogłoby by być nawet zabawniejsze niż wirtuozeria Ministerstwa Dziwnych Kroków.
ale czytając wasze późniejsze przygody odpuszczam Ci tym razem i koję moje zawiedzione uczucia.
Was this the trick you used??
Joke aside, that looked like a really cool entertaining trip, with the car problems included, an eastern European adventure is never complete without some kind of a car problem. About your breathing problems, did you ever try to live for a longer while in a place/country with a hot and dry type of weather?
I did not lived in hot and dry place but it was suggested to me few times already. Well, maybe it's time to move to Middle East 😃
Out of all the options available, I would have never thought that you'd be mentioning Middle East:)))))
!LUV
@deepresearch, @sissim72(2/4) sent LUV. | connect | community | HiveWiki | NFT | <>< daily
! help
(no space) to get help on Hive. InfoI genuinely laughed and got worried reading this! I felt like I completely lived it with you by just reading it. First, the place looks beautiful and kind of difficult to hike at the same time (like any worthy adventure). And the whole story about the car... I don't know if I would manage to keep my mind clear in that situation after a long hike and maybe some bears stalking around. Great story though!