Jacek Kalinowski, "Miejsca cieniste"
Jak gładko i bezboleśnie pożegnać się z wciągającą serią, która zdradziecko się zakończyła i nie ma nowych części, i przejść do nowej lektury?
Ano, zabrać się za książkę, która wciągnie Cię od pierwszych stron, rzecz jasna :)
I tu idealnie sprawdziła się książka Jacka Kalinowskiego pt. "Miejsca cieniste". Już sam jej początek, mimo że jeszcze nic takiego się nie dzieje, budzi jakiś niepokój. Ot, dwie rodziny, kiedyś bardzo zaprzyjaźnione, potem skłócone, obecnie nieśmiało nawiązujące z powrotem relacje. Ot, pani domu gubi cenną bransoletkę. Ot, jej mąż jest chyba trochę furiatem, ale w sumie nic bardzo złego raczej nie robi. Ot, martwy wróbel znaleziony na tarasie. Ot, nastolatek, który trochę zamyka się w sobie.
Ot, znajomy męża wychodzi po 3 latach z więzienia i na jakiś czas zamieszka w Twojej piwnicy.
I nagle - zaginione dziecko przyjaciół i seria przedziwnych wydarzeń.
Jest naprawdę wciągająco, a zakończenie też jest dość niecodzienne. Świetna książka, przy której miło spędziłam czas.
No i do tego przeczytana w formie papierowej. Dawno nie czytałam tak zwykłej beletrystyki. Zapach papieru, szelest kartek, ach, och. Fajnie. Szkoda tylko, że w nocy książka nie chce trochę świecić, bo jednak tu wciąż Kindelek zdecydowanie wygrywa. ;)