Igor Brejdygant "Szadź"
Pierwszy kryminał, jaki przeczytałam od zakończenia serii o Cormoranie, a z polskich kryminałów - pierwszy już od bardzo dawna.
Językowo jest świetnie. Książkę można dosłownie pochłonąć, bo jest napisana bardzo dobrze. Wciąga w sumie od pierwszej strony.
Fabuła? Mamy seryjnego mordercę kobiet i mamy komisarz (komisarkę? komisarzyni?) Agnieszkę, z którą nikt nie chce współpracować, bo rzekomo ma trudny charakter. O dziwo jednak z treści wcale nie wynika ten trudny charakter, i jakoś wszyscy z nią współpracują całkiem chętnie. Więc chyba trochę przesadził autor z tą charakterystyką na początku.
Suspens? Tu go nie znajdziemy, bo równolegle do poczynań Agnieszki śledzimy działania samego mordercy. Nie jest więc dla nas zagadką kim on jest, ani w jaki sposób zwabia i morduje swoje ofiary. Chyba jakimś suspensem miało być to, kto miał być ostatnią ofiarą i dlaczego, ale nawet średnio domyślny czytelnik nie miałby kłopotu rozwiązać tę zagadkę długo przed końcem książki. Więc może to też nie miało być suspensem?
No i tak to ogólnie sądzę, że jest trochę zbyt banalnie, zbyt naiwnie, zbyt prosto. Brakowało mi jednak tego typowego dla gatunku elementu zagadki do rozwikłania i zaskoczenia na końcu. Tak więc, hmm, książka jest fajna, dobrze napisana, ale pozostawia pewien deficyt.